Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

nich odpowiedni widok. Na brzegu strumyka pastorowi udało się zeskoczyć, a prosię, uwolniwszy się od ciężaru, przesadziło strumień i skryło się w lesie. Obydwie z Marylą pomogłyśmy wstać pastorowi i oczyściłyśmy zabłocone jego ubranie. Biedak był siny ze złości i zdawał się za to wszystko mieć żal do mnie i do Maryli, chociaż starałyśmy się mu wytłumaczyć, że to prosię nie należy do naszego inwentarza i że od kilku miesięcy kompletnie nie daje nam spokoju. Uważam, że pastor sam jest sobie winien, bo po co chciał wejść do domu bocznemi drzwiami? Pan Allan nigdyby tego nie uczynił. Nie prędko będziemy mieli takiego pastora, jak pan Allan. Ale cała ta historja dopomogła nam w pewnej mierze, bo od tego czasu prosię pana Harrisona przestało nas odwiedzać.
„W Avonlea wszystko w porządku. Zielone Wzgórze zaczęło mi się podobać i nie wydaje mi się już teraz takie osamotnione. Sądzę, że tej zimy zacznę robotę nowej kołdry, bo od pani Slone dostałam prześliczny wzór.
„Gdy uczuwam potrzebę jakiejś zmiany, czytam opisy morderstw w dziennikach bostońskich, które otrzymuję regularnie od siostrzenicy. Dawniej nie interesowałam się tem nigdy, ale teraz doszłam do wniosku, że opisy te są jednak bardzo ciekawe. Ach te Stany Zjednoczone, to musi być straszny kraj! Mam nadzieję, Aniu, że ty nigdy tam nie pojedziesz, chociaż ostatnio młode dziewczęta ogromnie lubią włóczyć się po świecie. Przypomina mi to tego szatana z Księgi Hioba. Pan Bóg napewno takich rzeczy nie pochwala.