Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

ręki. — Ślub panny Lawendy był niejako ukoronowaniem letnich miesięcy. Sądzę, że państwo Irving są już obecnie nad brzegami Pacyfiku.
— Gdy myślę o tem, mam wrażenie, że w tę swoją podróż naokoło świata wybrali się przed wiekami, — westchnęła Ania. — Nie chce mi się wierzyć, że ślub ich odbył się przed tygodniem. Zbyt dużo mamy zmian naraz. Panna Lawenda wyszła zamąż, państwo Allan wyjechali, wszystko jakieś takie opuszczone. Przechodziłam wczoraj wieczorem koło Chatki Ech. Ten dom z zamkniętemi okiennicami, sprawia szczególnie przykre wrażenie. Wygląda jak po śmierci którego z mieszkańców.
— Nie znajdziemy drugiego takiego pastora, jak pan Allan, rzekła Diana ze smutkiem. — Jestem pewna, że tej zimy nabożeństwa rzadziej się będą odbywały. Ty i Gilbert także wyjeżdżacie, naprawdę będzie można oszaleć.
— Ale za to zostaje Alfred, — wtrąciła Ania przebiegle.
— Kiedy pani Linde przenosi się do was? — zapytała Diana, jak gdyby nie słysząc uwagi Ani.
— Podobno jutro. Bardzo się cieszę, że zamieszka na Zielonem Wzgórzu, ale ta jej przeprowadzka sprowadzi znowu ogromną zmianę. Obydwie z Marylą wyprzątałyśmy wczoraj gościnny pokój przeznaczony dla pani Linde. Wiesz, że mi to sprawia przykrość? Może głupia jestem, ale odniosłam takie wrażenie, jakbym się dopuściła świętokradztwa. Ten stary pokoik był zawsze dla mnie prawdziwą świątynią. Za czasów dzieciństwa uważałam go za najpiękniejszy apartament na świecie. Przypominasz sobie