swego brata. Ania nie wiedziała zupełnie, czy ma się śmiać, czy płakać, ale przecież nie chciała urazić przyjaciółki.
— Nie... nie zostanę żoną Billy‘ego, — wyszeptała po chwili — poprostu nigdy mi to na myśl nie przyszło.
— Zupełnie zrozumiałe, — odparła Janka. — Brat mój jest taki nieśmiały, że trudno posądzać go o jakieśkolwiek uczucie. Teraz powinnaś pomyśleć o tem, Aniu, bo to bardzo poczciwy chłopiec. Nie twierdzę tak dlatego, że jest moim bratem. Sama wiesz dobrze, że jest pracowity i nierozkapryszony. Pozatem będzie bardzo dobrym mężem. Znasz przysłowie, że lepszy wróbel w garści, niż kanarek na dachu. Billy poczeka nawet na ciebie, aż skończysz uniwersytet, chociaż zasadniczo postanowił się ożenić na wiosnę, bo latem zawsze jest mało czasu. Jestem pewna, że byłabyś z nim szczęśliwa, a i ja bardzobym się cieszyła mając taką bratową.
— Nigdy nie zostanę żoną Billy‘ego, — rzekła Ania z przeświadczeniem, odzyskała już bowiem utraconą równowagę i gniewały ją teraz bezmyślne słowa Janki. Wogóle to wszystko wydało jej się dziwnie niesmaczne.
— Naprawdę, Janko, lepiej o tem nie myśleć. Powiedz swemu bratu, że nie istnieje on dla mnie jako mężczyzna.
— Byłam pewna, że otrzymam od ciebie taką odpowiedź, — rzekła Janka z głębokiem westchnieniem, pocieszając się w duszy, że uczyniła wszystko, co było w jej mocy. — Odrazu mówiłam Billy‘emu, że lepiej cię o to wcale nie pytać, ale on się uparł.
Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.