biegła od romantyzmu. Dopiero nazajutrz rano przezwyciężyła się do tego stopnia, że na wspomnienie dziwnych nocnych oświadczyn, zdobyła się na wesoły uśmiech.
Po odejściu Janki, która zachowała ten dziwny chłód w stosunku do przyjaciółki, Ania zamknęła się w swoim pokoju i zaczęła spokojnie myśleć o zdarzeniu ostatnich godzin.
— Żebym chociaż mogła komuś o tem opowiedzieć! — wzdychała. — Niestety, nie wolno mi. Nawet Dianie nie mogę powiedzieć, bo przyrzekłam Jance dyskrecję, a Diana ostatnio opowiada o wszystkiem Alfredowi. Czyli tej nocy oświadczono mi się po raz pierwszy. Byłam przygotowana, że prędzej czy później musi to nastąpić, ale nie miałam pojęcia, że tego rodzaju sprawy załatwia się przez pośredników. Należałoby patrzeć na to ze śmiesznej strony, a jednak wspomnienie rozmowy z Janką sprawia mi dziwną przykrość.
W głębi duszy doskonale zdawała sobie sprawę, co ją raziło, w tych dziwnych oświadczynach. W dziecięcych swych marzeniach widziała już niejednokrotnie tego wyśnionego, który zwróci się do niej, prosząc aby została jego żoną. Ale ten wymarzony czynił to w inny i bardziej romantyczny sposób, przytem był bardzo piękny i wymowny, chociaż ona sama jeszcze nie była zdecydowana czy odpowie mu cichutkiem: tak, czy też da mu zupełną odprawę. W każdym razie nawet w wypadku odmowy, na pewno pozostaliby nadal serdecznymi przyjaciółmi, a na przyszłość przeżycie to pozostałoby w duszy dziew-
Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.