Strona:L. M. Montgomery - Ania na uniwersytecie.djvu/95

Ta strona została skorygowana.

kach. Wolę nie mieć nadziei, Aniu, bo później rozczarowanie byłoby zbyt bolesne. Napewno czynsz będzie dla nas za wysoki. Nie zapominaj, że to aleja Spofford‘a.
— Ale należałoby się dowiedzieć, — postanowiła Ania z powagą. — Dzisiaj jest już trochę za późno, więc przyjdziemy jutro. Och, Prissy, żeby się to ziściło! Już oddawna marzyłam o tem, aby przepędzić w „Ustroniu Patty“ choć jeden dzień swego życia.


ROZDZIAŁ X.
Ustronie Patty.

Nazajutrz wieczorem Ania i Priscilla zdecydowanym krokiem weszły do małego ogródka, okalającego upragniony domek. W wysokich sosnach, tuż przy domku, lekki wietrzyk kwietniowy zdawał się wyśpiewywać jakąś zawodzącą melodję. Dziewczęta pociągnęły za dzwonek, wiszący u drzwi wejściowych i zaraz po chwili zetknęły się ze starą, mrukliwą pokojówką. Drzwi naprzeciw prowadziły do obszernej bawialni, gdzie przy wesołym ogniu, płonącym na kominku siedziały dwie starsze damy o niemiłym wyrazie twarzy. Jedna z nich mogła mieć lat siedemdziesiąt, druga pięćdziesiąt, pozatem zdawała się nie istnieć między niemi żadna specjalna różnica. Obydwie miały na nosach okulary w stalowej oprawie, z poza których uwydatniał się jeszcze bardziej wyblakły, niegdyś może piękny błękit ich oczu. Na gło-