Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

wybrała wiosnę. Rozkosznie musi być przyjść na świat jednocześnie z fiołkami i konwaljami — zdaje ci się wtedy, że jesteś ich mleczną siostrą. Postanowiłam przynajmniej obchodzić moje urodziny na wiosnę. Janka będzie w domu, a Priscilla przyjedzie w sobotę. We czwórkę wyruszymy do lasu na spotkanie wiosny, gdyż tego roku żadna z nas nie przywitała jej jeszcze należycie. Chciałabym zwiedzić wszystkie pola i ustronia wokoło. Jestem przekonana, że znajdziemy moc pięknych zakątków, które nigdy nie były widziane, chociaż na nie często patrzano. Zaprzyjaźnimy się z niebem, wiatrem i obłokami i przyniesiemy do domu wiosnę w sercach.
— To brzmi prześlicznie — rzekła Diana. — Ale czy w lesie nie jest jeszcze zbyt wilgotno?
— Weźmiemy kalosze — było Ani ustępstwo na rzecz praktycznej strony życia. — Tylko, proszę cię, przyjdź wczesnym rankiem pomóc mi przygotować prowjant. Chcę zabrać najdelikatniejsze przysmaki: paluszki, ciasteczka kruche z białym i różowym lukrem, pianki i biszkopty. Musimy coprawda wziąć i butersznyty, choć to nie jest bardzo poetyczne.
Sobota okazała się cudownym dniem na majówkę. Poranek był jasny, ciepły, słoneczny; figlarny wietrzyk płynął poprzez łąki i sady. Na zalanych blaskiem wzgórzach i polach rozpostarła się młodziutka, kwiatami przetykana, zieleń.
Nawet pan Harrison, bronujący ziemię w pobliżu swego domostwa, uczuł w swych bynajmniej nie młodzieńczych kościach czarodziejski wpływ wiosny. Nagle echo przyniosło doń dźwięczne głosy i śmiech wesoły — skrajem lasu przesunęły się cztery postacie dziewczęce z koszyczkami w rękach.
— W dniu takim, jak dzisiejszy, łatwo jest być szczęśliwą — rzekła Ania z właściwą sobie filozofją. — Postarajmy się spędzić go tak, by na zawsze pozostawił nam rozkoszne wspomnienie. Szukamy dziś tylko piękna — na wszystko inne