Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Harrison różnił się niewątpliwie od innych, a to jest przecież charakterystyczną cechą „dziwadeł“. Sam zajmował się gospodarstwem, i publicznie oświadczał, iż nie życzy sobie zwarjowanych bab w obrębie swej siedziby. Avonleaski świat kobiecy mścił się na nim za to, rozgłaszając przesadne bajki o jego gospodarce i prowadzeniu kuchni. Janek Carter z Białych Piasków, zgodzony przez niego do pomocy, był właśnie źródłem tych nieprawdopodobnych wieści. Opowiadał naprzykład, że jego chlebodawca nie uznawał stałych godzin posiłku: będąc głodnym, „przegryzał cośniecoś“ i jeżeli Janek znajdował się wtedy wpobliżu, to otrzymywał swą porcję; jeżeli zaś nie, musiał czekać chwili, gdy znowu głód dokuczy staremu dziwakowi. Janek żałośnie twierdził, iż byłby zagłodził się na śmierć, gdyby nie okoliczność, że w niedzielę, którą spędzał w domu, podjadał sobie, a w poniedziałek zabierał koszyk zapasów, troskliwie przygotowanych przez matkę. Zmywanie statków odbywało się w tym warjackim domu jedynie w dżdżyste dni niedzielne; gospodarz zabierał się wtedy zamaszyście do pracy, zmywał wszystkie naczynia w beczce z wodą deszczową, poczem pozwalał im obsychać na powietrzu.
Poza tem, pan Harrison był „twardym“ człowiekiem. Proszony o przyjęcie udziału w składce na pensję pastora Allana odrzekł, iż nie zwykł kupować kota w worku; przedewszystkiem musi się przekonać, ile korzyści materjalnych uzyska z kazań pastorskich; kiedy zaś pani Linde zjawiła się u niego, prosząc znowu o składkę na cele misjonarskie — przy sposobności pragnęła obejrzeć wnętrze domu — oświadczył ironicznie, że pośród starych kumoszek Avonlea jest więcej poganek, niż gdziekolwiek na świecie, i chętnie przyczyni się do stworzenia misji, któraby je nawracała. Pani Linde wyszła oburzona; opowiadała potem, że to łaska Boska, iż pani Bell leży w grobie, bo przecież serce musiałoby jej pęknąć na widok stanu gospodarstwa, które ongiś było jej słuszną chlubą.