Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jaka smutna historja — westchnęła Ania, ocierając łzy.
— A co się stało z Janem? — spytala Priscilla.
— Po śmierci Heleny sprzedał folwark panu Slone i wrócił do Bostonu. Nowy właściciel przeniósł domek na drogę. Jan, który w dziesięć lat potem umarł na obczyźnie, został przywieziony do Avonlea i pochowany obok żony.
— Nie pojmuję, jak ona mogła pragnąć mieszkać w tym kącie zdala od świata i ludzi — rzekła Janka.
— O, ja to doskonale rozumiem — odpowiedziała przejęta Ania. — Nie zgodziłabym się tak mieszkać stale, bo choć lubię lasy i pola, kocham też ludzi. Ale potrafię odczuć ten stan duszy w Helenie. Była śmiertelnie znużona gwarem wielkiego miasta, tłumami obojętnych dla niej ludzi, co dążą bezmyślnie we wszystkich kierunkach. Pragnęła uciec od tego wszystkiego do jakiejś cichej, zielonej samotni, gdzie znalazłaby spokój. Życzenia jej spełniły się, co niewielu ludziom jest dane. Przeżyła cztery piękne lata — cztery lata bezgranicznego szczęścia. Można jej raczej zazdrościć, niż litować się nad nią. I jakież to poetyczne: zasnąć snem wiecznym wśród kwiatów, żegnana słodkim uśmiechem ukochanego!
— Ona posadziła wiśnie w ogródku. Zwierzyła się mojej matce, że wie, iż nie doczeka ich owocu, lecz cieszy ją świadomość, iż to, co zasadziła, będzie zdobiło świat jeszcze po jej śmierci — objaśniała Diana.
— Jakże się cieszę, że znalazłyśmy tę drogę — rzekła Ania z rozjaśnioną twarzą. — Przecież dziś moje urodziny, a ten ogród i jego historja to cudowny podarunek urodzinowy. Diano, czy matka opisywała ci wygląd Heleny Gray?
— Nie, mówiła tylko, że była bardzo ładna.
— O, jak to dobrze, bo w takim razie mogę ją sobie wyobrazić, jak zechcę. Więc niechaj będzie drobna i szczupła,