Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

je tylko wtedy, gdy będzie pastorem. Bo babka koniecznie chciała mieć taką godną osobę w rodzinie. Stefkowi jest wszystko jedno, on wolałby zostać kowalem. Już on się dosyć nadokazuje, zanim zacznie być pastorem — bo potem to nic z zabawy. Ja tam ani myślę być pastorem. Chcę być kupcem, jak pan Blair i mieć całe skrzynki karmelków i bananów. Do takiego nieba, jak twoje, Aniu, tobym jeszcze poszedł, ale żeby mi pozwolili grać na harmonijce zamiast na harfie. Jak myślisz, pozwolą?
— Myślę, że pozwolą — było całą odpowiedzią, na którą Ania mogła się zdobyć, nie wybuchając śmiechem.
Tego wieczoru posiedzenie K. M. A. odbywało się u Janki Andrews. Z powodu ważnych spraw na porządku dziennym wymaganą była obecność wszystkich członków, K. M. A. dokonało już cudów, działalność jego znajdowała się w pełnym rozkwicie. Mateusz Spencer dotrzymał obietnicy i wczesną wiosną uporządkował część drogi graniczącą z jego farmą. Kilkunastu obywateli, jedni, aby się nie pozwolić prześcignąć Spencerowi, inni, pobudzeni do czynu przez Miłośników, poszło za jego przykładem; to też wkrótce na miejscu dawnych nędznych zarośli, przytykających do drogi, ukazały się aksamitne pasy miękkiej murawy. Domy, przed któremi droga nie została uporządkowana, wyglądały tak zaniedbane, iż ich właściciele, zawstydzeni, postanowili już przyszłą wiosną zabrać się do ulepszeń. Ów trójkąt na rozdrożu, w środku którego Ania urządziła kwietnik z geranjum, nienapastowany przez żarłoczne krowy, zdaleka przyciągał wzrok przechodniów. To też Miłośnicy uważali, że powodzi im się świetnie, pomimo że pan Boulter, uprzejmie zagadnięty przez starannie dobraną delegację w sprawie starej rudery na jego gruntach, odpowiedział szorstko, iż nie życzy sobie, by się ktokolwiek mieszał do jego interesów.
Na tem nadzwyczajnem posiedzeniu postanowiono wysłać podanie do Komitetu Szkolnego, uprzejmie prosząc o ogrodze-