Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

bo dla chłopców będzie niegrzeczny. Ale ja nie pójdę — mnie proszę nie wybierać.
— Niechaj idzie Ania sama jedna — wtrącił Oliver Slone. — Jeśli ktokolwiek potrafi przekonać Parkera, to tylko ona.
Ania zaprotestowała. Chętnie pójdzie i będzie miała przemowę, ale musi jej ktoś towarzyszyć jako „duchowa podpora“. Wobec tego Diana i Janka zostały pasowane na „duchowe podpory“, i zebrani rozeszli się, brzęcząc jak pszczoły, wylatujące z ula.
Ania była tak zgnębiona, że nie mogła zasnąć do rana, a gdy wreszcie sen ją zmorzył, śniła, że komitet kazał otoczyć szkołę płotem, na którym widniał napis: „Używajcie niezawodnego środka Purgenu!“
Nazajutrz rano delegacja udała się do pana Parkera. Ania ze swadą zbijała jego niesłychany projekt, Janka zaś i Diana dzielnie „podtrzymywały ją duchowo“. Parker był słodki i uprzejmy, powiedział parę komplementów o wdzięcznych kwiatach wiosennych; bardzo żałował, że musi odmówić tak czarującym młodym osobom — ale interes interesem. W tych ciężkich czasach nie wolno powodować się sentymentami.
— Przyrzeknę wam co innego — rzekł z porozumiewawczem mrugnięciem jasnych, okrągłych oczu. — Powiem agentowi, żeby użył tylko ładnych, żywych kolorów: żółtego, czerwonego; kolor niebieski musi być wykluczony.
Zwyciężona delegacja powróciła do domu, używając w myśli wyrażeń, nie nadających się do powtórzenia.
— Uczyniłyśmy wszystko, co było w naszej mocy. Resztę musimy zdać na łaskę Opatrzności — powiedziała Janka, nieświadomie naśladując ton i sposób wyrażania się pani Linde.
— Czy też pan Allan nie mógłby na niego wpłynąć — zastanawiała się Diana.
Ania potrząsnęła przecząco głową.