— Cudowne! — zgodziła się Ania, zatapiając spojrzenie swych szarych rozjaśnionych oczu w jego szafirowych źrenicach.
Oboje znali drogę do czarownej krainy marzeń, gdzie w dolinach wiecznie kwitną róże szczęścia, obłoki nie zasnuwają pogodnego nieba, melodyjne dzwony nigdy nie brzmią fałszywie, a pokrewnych dusz jest bezliku. Znajomość geografji tego kraju jest bezcenną wiedzą, której nabyć nie można na żadnym targowisku świata. Musi to być dar dobrych wróżek, złożony człowiekowi w dniu przyjścia jego na świat, a życie nie potrafi go zniszczyć ani odebrać. Lepiej jest go posiadać i mieszkać na poddaszu, niż żyć w pałacu, będąc pozbawionym tego skarbu.
Cmentarz Avonlea był jeszcze wciąż, jak za dawnych czasów, pustkowiem porośniętem trawą. Niewątpliwie, Miłośnicy pamiętali o nim: na ostatniem zebraniu Koła Priscilla Grant odczytała referat o cmentarzach. Miłośnicy zamierzali w przyszłości zastąpić stary omszony płot żelaznemi sztachetami, trawę skosić, a walące się pomniki podeprzeć i odnowić.
Ania złożyła przyniesione kwiaty na grobie Mateusza, potem zaś udała się do ocienionego topolami zakątka, gdzie spoczywała Helena Gray. Czyniła to zawsze od czasu owej urodzinowej majówki. Poprzedniego wieczoru odwiedziła opuszczony ogródek Heleny i stamtąd przyniosła białe róże, niegdyś jej ręką sadzone.
— Myślę, kochanie, że wolisz je od wszelkich innych — szepnęła.
Nagle cień jakiś padł na trawę. Obejrzawszy się, spostrzegła panią Allan i razem wróciły do domu. Pani Allan nie była już owem młodziutkiem stworzeniem, które przybyło do Avonlea przed pięciu laty. Twarz jej straciła nieco ze swej świeżości, a parę delikatnych brózd koło oczu i przy ustach zdradzało przebyte cierpienia. Mogiłka jej córeczki na tymże cmen-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/130
Ta strona została uwierzytelniona.