Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Emilek z matką poszli na górę po kapelusz i Emilek zapytał: „Gdzie jest to niebo, do którego Janka poszła?“ Wtedy matka wskazała na sufit i odpowiedziała: „Tam, w górze“. A że Emilek wiedział, że nad sufitem jest tylko strych, więc odrazu domyślił się wszystkiego. Od tej chwili strasznie się boi swego wuja Szymona.
Ania wzięła Tadzia na kolana i starała mu się wybić z głowy tę gmatwaninę. Nadawała się do tego daleko lepiej niż Maryla, gdyż pamiętała swe własne dzieciństwo i łatwo umiała się wżyć w dziwaczne pomysły, jakie siedmioletni malcy miewają czasem o sprawach prostych i zrozumiałych dla dorosłych osób.
Zaledwie udało jej się wytłumaczyć Tadziowi, że niebo nie jest na strychu Fletcherów, gdy do pokoju weszła Maryla. Wracała z ogrodu, gdzie z Tolą zbierała fasolę. Tola była pracowitem dziewczątkiem, najszczęśliwsza, gdy mogła pomagać w różnych zajęciach domowych, dostępnych dla jej drobnych rączek. Karmiła kurczęta, zbierała wióry, wycierała talerze i załatwiała niektóre sprawunki. Była czysta, sumienna i uważna. Nigdy nie trzeba jej było powtarzać dwukrotnie tego samego, zawsze pamiętała o swoich obowiązkach. Tadzio natomiast był roztrzepany i nieobowiązkowy, lecz miał wrodzony dar zdobywania sympatji, i zarówno Maryla, jak Ania, kochały go więcej, niż Tolę.
Podczas gdy Tola z przejęciem łuskała fasolę, a Tadzio ze strączków przygotowywał łódki, dodając im maszty z zapałek a żagle z papieru, Ania opowiadała Maryli treść tylko co otrzymanego listu.
— Wyobraź sobie, Marylo! Dostałam list od Priscilli. Pisze, że pani Morgan jest w Kanadzie i że, jeśli w czwartek będzie pogoda, przyjadą koło dwunastej do Avonlea. Popołudnie spędzą z nami, a wieczorem wrócą do hotelu w Białych Piaskach, gdzie mieszkają jacyś znajomi pani Morgan. O, Marylo! Trudno mi uwierzyć, że nie śnię.