dząc tam, patrzała na strugi deszczu, który był tak ulewny, że niewyraźnie tylko mogła widzieć Anię, mężnie trzymającą parasol nad swą odkrytą głową. Grzmotów nie było wiele, ale deszcz lał jak z cebra prawie przez całą godzinę. Od czasu do czasu Ania unosiła parasol i żywym ruchem ręki starała się dodać otuchy Dianie; nie można bowiem było prowadzić rozmowy w tych okolicznościach i z tej odległości. Wreszcie deszcz ustał, słońce się ukazało i Diana poprzez kałuże i jeziora dziedzińca pobrnęła przed kurnik.
— Czyś bardzo przemokła? — pytała troskliwie.
— O, nie — zawołała Ania wesoło. — Głowę i ramiona mam zupełnie suche, a suknię tylko trochę wilgotną tam, gdzie deszcz przedostawał się przez deski. Nie lituj się nade mną, bo ja sama nie przejmuję się już tą przygodą. Przemyśliwałam nad tem, wiele dobrego ten deszcz zdziała, jak się nim ucieszył mój ogród, i wyobrażałam sobie, co poczuły spragnione kwiaty i pąki na szmer pierwszych kropel deszczowych. Ułożyłam nawet prześliczną rozmowę pomiędzy groszkiem pachnącym, różami, słowikiem z krzaku bzu i dobrym duchem ogrodu. Spiszę ją, gdy powrócę do domu. Uczyniłabym to zaraz, gdybym miała kartkę papieru i ołówek, bo lękam się, że za chwilę najpiękniejsze zdania ulecą mi z pamięci.
Diana miała ołówek w kieszeni, a w kabrjolecie znalazł się arkusz papieru. Ania zamknęła ociekający wodą parasol, włożyła kapelusz, rozprostowała papier na podanej przez Dianę dachówce i pisała swą ogrodową idyllę w warunkach, niezbyt sprzyjających pracy literackiej. Mimo to rezultat okazał się bardzo miły i Diana była zachwycona, gdy Ania odczytała jej swój utwór.
— Cudowne, naprawdę cudowne, Aniu. Musisz to posłać do „Przyjaciela Młodzieży“!
Ania zaprzeczyła.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.