mogę położyć głowę na pani kolanach? Zawsze tak siadywałem z moją matuchną. O, jak mi dobrze!
— Teraz opowiedz mi te twoje myśli, które Marja uważa za takie dziwne — rzekła Ania, pieszcząc jego kędzierzawą główkę.
— Jednego wieczoru w lasku sosnowym wymyśliłem je sobie — mówił rozmarzony. — Rozumie się, że nie wierzę w to, tylko tak myślę. Musiałem je komuś opowiedzieć, a nie było nikogo prócz Marji. Miesiła ciasto w śpiżarni, więc usiadłem obok na ławeczce i powiedziałem: „Marjo, wiesz, myślę, że gwiazda wieczorna jest latarnią morską w krainie czarodziejek“. Ale Marja odburknęła: „Jesteś głuptas. Niema żadnych czarodziejek na świecie“. Rozgniewało mnie to bardzo; przecież ja wiem, że niema czarodziejek, ale mogę je sobie wyobrażać. Pani to rozumie, prawda? Znowu zacząłem do niej mówić: „Wiesz, Marjo, myślę, że po zachodzie słońca na ziemię schodzi wielki, biały anioł o srebrzystych skrzydłach i śpiewem swym kołysze kwiaty i ptaki do snu. Dzieci słyszą go, jeśli umieją słuchać“. Wtedy Marja wyjęła ręce z ciasta i załamując je, zawołała: „Ty chyba jesteś jakiś głupi, boję się ciebie!“ I naprawdę wyglądała wystraszona. Więc wybiegłem do ogrodu i z reszty mych myśli zwierzyłem się kwiatom. Była tam mała uschnięta brzózka — babunia powiada, że sól morska ją zabiła. Ale ja myślę, że jej opiekunka — swawolna nimfa leśna — powędrowała w świat szeroki i zabłądziła, a biednej drzewinie, co pozostała samotna, pękło serce z bólu.
— Kiedy zaś lekkomyślnej nimfie znudzi się świat szeroki i powróci do swego drzewka, to jej serce pęknie — dokończyła Ania.
— Tak, gdyż nimfy powinny cierpieć za swoją lekkomyślność zupełnie, jakgdyby były ludźmi — zdecydował Jaś poważnie. — A wie pani, co to jest księżyc po nowiu? To mała złota łódeczka, napełniona marzeniami sennemi.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.