wało, bo nawet same z Karoliną dałybyśmy mu wreszcie radę, ale biszkopt starzeje się prędko i jest niesmaczny.
Podwieczorek minął wesoło, a gdy przysmaki zniknęły ze stołu, całe towarzystwo przeniosło się do ogródka, oblanego blaskiem zachodzącego słońca.
— Jakiż to cudny zakątek! — wykrzyknęła Diana, rozglądając się z podziwem wokoło. — Skąd powstała nazwa „Chatka Ech“?
— Karolino — zwróciła się panna Lawenda do swej małej służącej, — przynieś blaszany rożek, wiszący obok zegara. A teraz zatrąb — dodała, gdy Karolina wróciła z żądanym przedmiotem.
Karolina przytknęła rożek do ust, rozległ się ostry, chrapliwy dźwięk. Nastąpiła chwila ciszy... A potem od lasu, ponad rzeką, przypłynęło tysiąc ech, słodkich, srebrzystych, jakby wszystkie leśne duchy grały zachodzącemu słońcu. — Dziewczęta nie miały dość słów zachwytu.
— A teraz roześmiej się, Karolino, roześmiej się głośno!
Karolina, która prawdopodobnie posłuchałaby swej pani, jeśliby ta kazała jej stanąć na głowie, wspięła się na mur kamienny i roześmiała serdecznie. Echa powróciły, jakgdyby cała armja krasnoludków, ukryta wśród lasów, przedrzeźniała jej śmiech.
— Wszyscy podziwiają moje echa — rzekła panna Lawenda, jakby echa były jej osobistą własnością. — Ja też bardzo je lubię, urozmaicają moją samotność. W ciche wieczory zasiadamy przed domem i rozkoszujemy się niemi. Karolino, odnieś rożek na miejsce.
— Dlaczego pani nazywa ją Karoliną Czwartą? — Pytała Diana zaciekawiona.
— Ażeby odróżnić od innych Karolin — rzekła panna Lawenda poważnie. — One są tak podobne do siebie! Właściwie nie nazywa się Karolina. Nazywa się... nazywa się Eleono-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/186
Ta strona została uwierzytelniona.