Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

strzegłam mój pierwszy siwy włos. Nie, Aniu, nie staraj się tego zrozumieć, bo w siedemnastym roku życia nie można tego pojąć. Ja raczej będę udawała, że mam siedemnaście, a w twojej obecności łatwo mi to przyjdzie. Ty zawsze wnosisz w dom czar młodości. Spędzimy cudowny wieczór. Przedewszystkiem herbata... a do niej? Możemy mieć wszystko, czego zapragniesz.
Co za wesołość i życie zapanowały tego wieczora w Chatce Ech! Jakie gotowanie i ucztowanie, śmiechy i „wyobrażanie sobie“! Panna Lawenda i Ania zachowywały się wcale nie tak jak przystało na czterdziestopięcioletnią starą pannę i stateczną kierowniczkę szkoły. Wreszcie, zmęczone, usiadły na dywanie przed kominkiem w bawialni, oświetlonej blaskiem płonącego drzewa i napełnionej słodkim zapachem róż, pielęgnowanych z zamiłowaniem przez pannę Lawendę.
A na dworze wiatr wył i jęczał, śnieg głucho bił o szyby, jakgdyby zgraja krasnoludków domagała się przytułku.
— Jakże się cieszę, że tu jesteś, Aniu! — powtarzała panna Lawenda, chrupiąc karmelki. — Bez ciebie czułabym się przygnębiona... strasznie przygnębiona. Sny i marzenia bywają bardzo piękne za dnia i w promieniach słońca, ale przestają wystarczać, gdy zapanuje ciemność i burza rozszaleje. Wówczas pragniemy rzeczywistości. Ale ty znów nie możesz tego zrozumieć, bo mając lat siedemnaście, zadowalamy się marzeniami, spodziewając się, że na rzeczywistość będzie jeszcze dość czasu. Mając lat siedemnaście nie wyobrażałam sobie, iż przy czterdziestu pięciu będę siwowłosą, starą panną, której życie wyłącznie sny zapełnią.
— Ale pani nie jest wcale starą panną — zaprzeczała Ania, patrząc w zamyślone bronzowe oczy panny Lawendy. — Stać się starą panną nie można, trzeba się nią urodzić. Jeśliby wszystkie stare panny były takie, jak pani, wkrótce stałyby się ogromnie modne.