Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

gonie ziemi. Każde z nich zabrało się do roboty w sposób charakteryzujący je znakomicie. Tola siała, pełła i polewała spokojnie, starannie i systematycznie, to też na zagonie jej ukazały się już równe rzędy wschodzących roślinek. Tadzio zaś pracował z ogromnym zapałem, kopał, grabił, przesadzał tak energicznie, że naraził większość swych roślin na utratę życia.
— Jak ci się wiedzie w ogródku, Tadziu? — spytała Ania.
— Marnie — odpowiedział z westchnieniem. — Nie rozumiem, dlaczego wszystko tak powoli rośnie. Emilek Boulter mówi, że zapewne siałem podczas nowiu i stąd ta cała bieda. Podczas nowiu nie wolno robić nic ważnego: ani siać, ani zarzynać wieprza, ani strzyc włosów. Nic się nie uda; czy to prawda, Aniu?
— Prawdopodobnie, gdybyś co drugi dzień nie wyciągał z ziemi twoich roślin, ażeby się przekonać jak się rozwijają „na drugim końcu“, rosłyby prędzej — zauważyła Maryla.
— Wyciągnąłem tylko sześć — zaprzeczył Tadzio. — Chciałem zobaczyć, czy na korzeniach były liszki. Emilek po wiedział, że jeśli to nie jest wina nowiu, to muszą być liszki. Ale znalazłem tylko jedną, wielką i grubą lichę. Położyłem ją na kamieniu, przycisnąłem drugim i trrrach! Ślicznie trzasnęło! Żałowałem, że ich nie było więcej... Tola siała w tym samym czasie, co ja, a doskonale wyrosło. To nie może być z powodu nowiu — zawyrokował po krótkim namyśle.
— Spójrz, Marylo, na tę jabłoń! — zawołała Ania. — Jak żywa, wyciąga ramiona i unosi swą różową szatę. Co za wspaniałość!
— Złote renety dają zawsze dużo owocu, a to drzewo specjalnie ugina się pod jego ciężarem — rzekła Maryla z zadowoleniem. — Cieszy mnie to bardzo, bo renety są świetne na pudding.
Ale, niestety, tego roku ani Maryli ani nikomu innemu