Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

Chodzili pieszo lub jeździli konno, gdyż drogi, zawalone grudami lodu, były nie do przebycia na kołach. Spóźniona poczta przywoziła złe wiadomości z całego kraju. Wiele domów spłonęło od pioruna, dużo ludzi było zabitych i rannych, linje telegraficzne i telefoniczne zostały doszczętnie zniszczone, wielkie zaś stada młodego bydła wyginęły na pastwiskach.
Wczesnym rankiem wuj Andrews powędrował do kuźni i spędził tam dzień cały. Była to jego godzina triumfu i duma rozsadzała mu serce. Niesprawiedliwością byłoby posądzać go, iż rad był tej strasznej burzy; lecz jeśli już miała się zdarzyć, to sprawiało mu zadowolenie, że on potrafił ją przewidzieć. Co do dnia nawet! Biedaczysko zapomniał, że w swoim czasie zapierał się, jakoby ustalił datę. O niedokładność w godzinie mniejsza.
Gdy Gilbert wieczorem przybył na Zielone Wzgórze, zastał Anię i Marylę zajęte przybijaniem ceraty na miejsce wytłuczonych szyb.
— Bóg raczy wiedzieć, kiedy będzie można dostać szyby — objaśniała Maryla. — Pan Barry był dziś popołudniu w Carmody, ale tam szkła ani śladu — za żadną cenę! Cały zapas szyb został doszczętnie wykupiony przez ludność miejscową już o dziesiątej rano. A w Białych Piaskach dała wam się bardzo burza we znaki, Gilbercie?
— Oczywiście. Burza zaskoczyła mnie w szkole; obawiałem się, że niektóre dzieci poszaleją ze strachu. Troje zemdlało, dwie dziewczynki dostały spazmów, a Tomek Blewett darł się wniebogłosy przez cały czas.
— Ja tylko raz pisnąłem — zawiadomił Tadzio z dumą. — Mój ogródek zupełnie zniszczony — dodał smutnie — ale i Toli także — kończył tonem, który wskazywał, że było to dla niego pewną osłodą.
Ania wpadła do pokoju.