Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/216

Ta strona została uwierzytelniona.

wodu partji szachów, zagranej u sąsiada posądzają człowieka o konkury do siostry tego obywatela i rozpisują się o tem w dziennikach.
— Nikt nie posądzałby pana o konkury do Izabeli, gdyby pan nie udawał kawalera — rzekła Ania.
— Ja nie udawałem. Każdemu, ktoby mnie o to zapytał, powiedziałbym prawdę. Nie wiem, dlaczego ogół był przeświadczony, że jestem nieżonaty. Mnie nie było śpieszno zwierzać się w tej kwestji — zbyt wiele mnie to kosztowało. Jakież to używanie dla pani Linde, jeśliby wiedziała, że żona mnie opuściła!
— Niektórzy mówią, że pan ją porzucił.
— A jednak to była jej sprawka, Aniu. Opowiem ci wszystko, gdyż nie chcę, byś mnie sądziła gorzej, niż na to zasługuję... i Emilję również. Ale wyjdźmy na ganek. Nie mogę znieść widoku tej czystości wokoło — po pewnym czasie przyzwyczaję się, ale teraz wolę patrzeć na dziedziniec, Emilja nie zdążyła go jeszcze uporządkować.
Zasiadłszy wygodnie na ganku, pan Harrison opowiadał historję swych cierpień.
— Zanim tu przybyłem, mieszkałem w Scottsfordzie, w Nowym Brunświku. Siostra prowadziła mi gospodarstwo i pielęgnowała mnie czule. Była w sam raz porządna, nie zamęczała mnie — psuła mnie, powiada Emilja. Umarła przed trzema laty, a przed śmiercią trapiła się bardzo moim losem, aż wreszcie przyrzekłem jej, że się ożenię. Radziła mi ożenić się z Emilją, która pochodziła z zamożnego domu i słynęła, jako wzorowa gospodyni. Broniłem się: Emilja nie spojrzy nawet na mnie. „Oświadcz się tylko“, przekonywała siostra. Przyrzekłem to dla jej spokoju, oświadczyłem się, a Emilja przyjęła mnie. Nic w życiu nie zdziwiło mnie bardziej: miła, ładna kobieta i taki stary chłop, jak ja. Z początku zdawało mi się, że wygrałem wielki los. Pobraliśmy się i po dwutygodnio-