Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dlaczego niemożliwe? Ja zawsze byłam zdania, iż powinnaś to uczynić. Ubolewałam, że zarzuciłaś tę myśl ze względu na mnie.
— Ależ, Marylo, ja nie żałowałam ani przez chwilę, że zostałam w domu. Byłam bardzo szczęśliwa! Te ostatnie dwa lata spędziłam tak rozkosznie!
— O, wiem, że czułaś się zadowoloną. Ale nie o to chodzi. Musisz kształcić się dalej. Zaoszczędziłaś dosyć na roczny pobyt w Redmondzie, a dochód z folwarku opędzi wydatki następnego roku. Zresztą może i stypendjum dostaniesz.
— Tak, ale nie mogę wyjechać. Twój wzrok poprawił się coprawda, lecz nie zostawiłabym cię samą z bliźniętami, które wymagają ciągłej opieki.
— Nie pozostanę sama. Chciałam właśnie pomówić z tobą o tej sprawie. Miałam dziś długą rozmowę z Małgorzatą, i dowiedziałam się, że pozostała w bardzo ciężkich warunkach. Osiem lat temu, celem wysłania najmłodszego syna na Zachód, zapożyczyli się, ale spłacali tylko procenty. Choroba Tomasza też dużo kosztowała. Trzeba będzie sprzedać farmę, a po spłaceniu długów nic prawie nie zostanie. Małgorzata musiałaby zamieszkać u Elizy, a z rozpaczą myśli o porzuceniu Avonlea. Niełatwo jest kobiecie w jej wieku przenieść się w nowe warunki i zawiązać nowe znajomości. Gdy zwierzała mi się ze swych trosk, przyszło mi do głowy, że byłoby dobrze, gdyby zamieszkała u mnie. Lecz nie chciałam jej tego proponować bez porozumienia się z tobą. Jeślibym miała towarzystwo Małgorzaty, mogłabyś wyjechać na uniwersytet. Co myślisz o tem?
— Myślę... że ktoś darował mi... gwiazdę z nieba. I nie wiem... co z nią zrobić — rzekła Ania oszołomiona. — Co do pani Linde, musisz sama zadecydować, Marylo... Czy jesteś pewna, że dobrze ci z nią będzie? Jest to dobra osoba i miła sąsiadka, ale... ale...