rej kamiennej ławce, zaczęłybyśmy trochę gawędzić, trochę marzyć. A skoro po wschodzie księżyca obejrzałabym się naokoło, nie byłoby Heleny, ani róż, ani domku, tylko stary opuszczony ogród pełen narcyzów, rozsianych wśród traw, i wiatr smutnie wzdychający pomiędzy gałęziami wisien. I nie wiedziałabym, czy to była rzeczywistość, czy sen tylko.
Diana czuła się nieswojo wobec fantastycznych zwierzeń Ani, to też zapragnęła zmienić temat rozmowy.
— Obawiam się, że z wyjazdem twoim i Gilberta K. M. A. się rozpadnie — zauważyła.
— Niema mowy o tem — zaprzeczyła Ania żywo, powracając z krainy marzeń do spraw codziennych. — Ma zbyt mocne podstawy, szczególniej od czasu, gdy starsze pokolenie tak bardzo się niem interesuje. Pomyśl, wiele uczynili w tym roku dla upiększenia osady. Ja zaś będę w Redmondzie zbierała wskazówki i w zimie przyślę wam referat. Nie patrz tak pesymistycznie na świat, Diano, i nie zatruwaj mi tej godziny zadowolenia i radości. Niezadługo, rozstając się z wami, nie będę miała wesela w duszy.
— Nic dziwnego, że się cieszysz... idziesz na uniwersytet, gdzie mile czas ci zejdzie. Pozawierasz nowe przyjaźni.
— Mam nadzieję, że znajdę nowych przyjaciół — mówiła Ania zadumana. — Myśl ta dodaje życiu tyle uroku! Bez względu na to, wielu nowych zdobędę, nigdy nie będą mi tak drodzy, jak dawni, szczególniej pewne czarnookie dziewczę ze ślicznemi dołeczkami. Czy zgadujesz, o kim mówię?
— Ale w Redmondzie będziesz miała tyle inteligentnych koleżanek, ja zaś jestem głupią wiejską gąską, która nawet umie powiedzieć „jezdem“, gdy się nie zastanowi. Ach, naprawdę, ostatnie dwa lata minęły nam rozkosznie! Wiem jednakże o kimś, kto się cieszy, że wyjeżdżasz... Aniu, pragnę ci zadać pytanie, bardzo poważne. Nie gniewaj się i odpowiedz szczerze. Czy lubisz Gilberta?
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.