przygarniemy, niewiadomo, kto to uczyni i pod czyj wpływ dzieci się dostaną? Przypuśćmy, że zaopiekują się niemi ich najbliżsi sąsiedzi — Sprottowie. Pani Linde powiada, że Henryk Sprott to największy bezbożnik, a dzieci jego nie mówią ani słowa prawdy. Czy taki przykład nie byłby czemś strasznem dla bliźniąt? Albo gdyby dostały się do Wigginsów? Pani Linde mówi, że Wiggins wyprzedaje wszystko, co posiada i żywi rodzinę mlekiem zbieranem. Czy pozwoliłabyś, Marylo, żeby twoi krewni umierali z głodu, nawet jeśliby to byli kuzynowie w trzeciej linji? Mnie się wydaje, że naszym obowiązkiem jest zaopiekować się temi dziećmi.
— I ja tak sądzę — przyznała Maryla dość niechętnie. — Będę zmuszona powiedzieć Marji, że je wezmę. Nie miej takiej rozpromienionej miny, Aniu. Będzie to nadprogramowe zajęcie dla ciebie. Ja, ze względu na mój słaby wzrok, nie mogę ślęczeć nad igłą, więc szycie i reparacja garderoby tej dwójki spadnie na twoje barki. A ty przecież nie lubisz szycia.
— Niecierpię — odpowiedziała Ania spokojnie, — lecz jeśli ty z poczucia obowiązku przygarniesz te biedactwa, to ja z poczucia obowiązku mogę szyć dla nich. Dobrze jest być czasem zmuszoną uczynić coś, czego się nie lubi... aby w miarę.
Przy oknie swej kuchni siedziała pani Linde z szydełkiem w ręku, zupełnie jak owego wieczora przed laty, kiedy to Mateusz Cutbert powracał do domu ze swą sierotką. Lecz wtedy była wiosna, a teraz późna jesień i lasy stały bezlistne, a pola suche i sczerniałe. Purpurowo‑złote słońce skrywało się właśnie poza ciemnemi lasami Avonlea, gdy na wzgórzu ukazał się