kabrjolet, zaprzężony w gniadego kucyka. Pani Małgorzata wytężyła wzrok w kierunku nadjeżdżających.
— Oto Maryla wraca z pogrzebu — rzekła do męża, który znużony wyciągnął się na ławie. W ostatnich czasach Tomasz Linde zażywał odpoczynku jakoś częściej, niż zwykł był to czynić dawniej. Lecz pani Małgorzata, taka bystra w dostrzeganiu wszystkiego, co się działo poza jej domem, dziwnym zbiegiem okoliczności nie zwracała na to uwagi. — Przywozi bliźnięta... tak. Tadzio wychyla się poprzez fartuch, aby schwytać kucyka za ogon, biedna Maryla zaś bezustannie go powstrzymuje. Tola siedzi wyprostowana, istna lalka; zawsze wygląda jak świeżo wykrochmalona i wyprasowana. Maryla napracuje się dobrze tej zimy. Coprawda, w tych okolicznościach nie było dla niej innego wyjścia. No, ale będzie miała Anię do pomocy. Ania jest rozpromieniona z powodu tej historji, bo też, muszę przyznać, okazuje ona niezwykły talent w postępowaniu z dziećmi. Boże drogi, przecież zdaje się, że to wczoraj biedny Mateusz przywiózł małą Anię do domu, a wszyscy wokoło śmieli się na myśl, że Maryla będzie wychowywała dziecko. Dziś znowu adoptuje bliźnięta. Do końca życia trzeba być przygotowanym na niespodzianki.
Wypasiony kucyk raźnie podążał drogą ku Zielonemu Wzgórzu. Na twarzy Maryli malowało się zmęczenie. Dzieliło ich od Graftonu już dziesięć mil, a Tadzio ani na chwilę jeszcze nie przestał kręcić się i wiercić. Wszelkie usiłowania Maryli, ażeby go uspokoić, spełzły na niczem. Biedaczka żyła w ciągłym strachu, że mały urwis wywinie koziołka poprzez oparcie kabrjoletu na drogę, lub też poprzez fartuch stoczy się pod kopyta końskie. Wreszcie w rozpaczy zagroziła, że sprawi mu zdrowe lanie, gdy tylko przybędą do domu. Wtedy Tadzio, nie zwracając uwagi na lejce, trzymane przez nią, wgramolił się jej na kolana, pulchnemi ramionkami otoczył szyję i wyciął głośnego całusa.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.