i ona musi ustąpić. A ja nie mogę tego Toli powiedzieć, więc ona mnie nie słucha. Niech mi pani pozwoli powozić — przecież jestem mężczyzną.
Oczywiście, Maryla odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie wjechała na dziedziniec, gdzie jesienny wiatr wyprawiał harce z pożółkłemi liśćmi. U wejścia oczekiwała ich Ania, by pomóc przy wysiadaniu. Tola obojętnie poddała się uściskowi Ani, natomiast Tadzio odpowiedział serdecznym całusem i wesoło zaanonsował: „Jestem Tadeusz Keith“.
Przy wieczerzy Tola zachowywała się jak dystyngowana mała dama, lecz sprawowanie Tadzia pozostawiało wiele do życzenia.
— Jestem tak strasznie głodny, że nie mam czasu jeść porządnie — odpowiedział na uwagi Maryli. — Tola nie jest ani w połowie tak głodna, jak ja. Niech pani sobie przypomni, ile się nakręciłem po drodze. Ten placek jest strasznie pyszny... i tyle rodzynków. U nas w domu dawno już nie było ciasta, bo matuchna była przecież chora i nie mogła piec, a pani Sprott zawsze mówiła, że dość, jak nam chleb upiecze. Pani Wiggins też nie kładzie nigdy rodzynków do swych ciastek — niech ją licho porwie! Czy dostanę jeszcze kawałek?
Maryla byłaby odmówiła, lecz Ania szczodrą ręką odkroiła dodatkową porcję, przypominając jednocześnie Tadziowi, że należy powiedzieć „dziękuję“. Malec uśmiechnął się do niej i odgryzł wielki kęs, a po chwili, gdy zjadł wszystko, figlarnie zawołał:
— Powiem „dziękuję“, gdy dostanę trzeci kawałek.
— Nie, miałeś zupełnie dość — rzekła Maryla tonem, dobrze znanym Ani. Tadzio miał się w przyszłości przekonać, że decyzje, wygłaszane takim tonem, były nieodwołalne.
Tadzio mrugnął ku Ani i, przechyliwszy się poprzez stół, wyrwał z rączki Toli ciasto, z którego zdążyła odgryźć zaledwie ździebełko. Toli usteczka skrzywiły się do płaczu, a Maryla
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.