Po powrocie do domu Maryla kazała Tadziowi położyć się do łóżka i pozostać w niem do końca dnia. Nie pozwoliła mu dać obiadu, na wieczerzę zaś otrzymał mleko i suchy chleb. Ania zaniosła posiłek na górę i przyglądała się smutnie, jak malec zajadał z apetytem, nie okazując najmniejszej skruchy. Jej poważne spojrzenie zaniepokoiło go wreszcie.
— Jaś Irving — zauważył po namyśle — nie byłby w kościele wsunął liszki za kołnierz dziewczynce, prawda?
— Z pewnością nie — odpowiedziała zgnębiona Ania.
— Więc żałuję, że to zrobiłem — przyznał się. — Ale to była taka śliczna, wielka liszka. Znalazłem ją na schodach kościoła, gdyśmy wchodzili. Szkoda było ją zmarnować. I powiedz sama, czy awantura nie była zabawna?
We wtorek popołudniu odbywało się zebranie Koła Pomocy na Zielonem Wzgórzu. Ania śpieszyła ze szkoły do domu, wiedząc, iż Maryla będzie potrzebowała jej wyręki. Zastała Tolę odświętnie ubraną w białą wykrochmaloną sukienkę z czarną szarfą. Siedziała z gośćmi w bawialni i zachowywała się, jak wzorowo wychowane dziecko, odpowiadając rozsądnie na zadawane jej pytania, milcząc, gdy się do niej nie zwracano. Tadzio, usmolony jak zwykle, grzebał się w piasku na dziedzińcu.
— Pozwoliłam mu na to — objaśniała Maryla zrezygnowana, — myślę, że w ten sposób unikniemy gorszych psot. Przy tej zabawie może się tylko więcej zabrudzić. Dopiero gdy goście skończą podwieczorek, zawołam go do pokoju. Tola będzie jadła z nami, lecz nie miałabym odwagi posadzić Tadzia przy jednym stole z członkami Koła Pomocy.
Kiedy Ania weszła poprosić gości na herbatę, Toli w bawialni nie było — przed chwilą wybiegła, odwołana przez Tadzia. Naskutek tego Maryla z Anią odbyły pośpieszną naradę w śpiżarni, i postanowiły obojgu dzieciom dać podwieczorek później.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.