Pewnego listopadowego popołudnia, wracając ze szkoły do domu Ścieżką Brzóz, Ania znowu poczuła radość, płynącą ze świadomości, że życie jest piękne. Przeżyła dziś miły dzień — w jej małem królestwie wszystko odbyło się jak najpomyślniej. Arystokratyczne imię Saint-Claira Donnella nie dało powodu do żadnej bójki między nim a kolegami. Priscilla Rogerson z buzią spuchniętą od bólu zęba nie miała ochoty kokietować swoich sąsiadów. Basi Shaw zdarzyło się tylko jedno nieszczęście — rozlała kubek wody na podłogę; Antoś Pay zaś wcale do szkoły nie przyszedł.
— Jaki miły był ten listopad — mówiła Ania, która dotąd nie zatraciła swego dziecięcego zwyczaju monologowania. — Wogóle bywa on taki nieprzyjemny, jakgdyby rok nagle spostrzegł, że się starzeje i nie pozostaje mu nic innego, jak tylko martwić się i płakać nad tem. Obecny rok zestarzał się z wdziękiem, niby poważna matrona, która wie, że jest piękną nawet w siwych włosach i ze zmarszczkami. Mieliśmy cudne dni i rozkoszne zmierzchy. Ostatnie dwa tygodnie minęły bardzo spokojnie, bo nawet Tadzio sprawował się prawie dobrze. Wydaje mi się, ze zaszła w nim zmiana na lepsze... Jak cichym jest las w tej chwili; żadnych odgłosów, prócz wietrzyka w wierzchołkach drzew. Zupełnie uderzenia fal o daleki brzeg morski. Drogie moje lasy, piękne drzewa, jakże was kocham!
Ania stanęła i, objąwszy młodą brzózkę, przytuliła się do jej białego pnia. Nagle na zakręcie ścieżki ukazała się Diana, ujrzała tę romantyczną pozę i wybuchnęła śmiechem.
— Aniu, widzę, że ty udajesz tylko dorosłą osobę. W samotności zachowujesz się zupełnie jak mała dziewczynka.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Avonlea.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ X
Tadzio w poszukiwaniu wrażeń