Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

oknie. Ale że stamtąd roztaczał się widok na Jezioro lśniących wód, więc spoglądałam na nie i wyobrażałam sobie tysiące rzeczy.
— Nie powinnaś była tak postąpić. Należało słuchać pana Bella.
— Kiedy on nie mówił do mnie — zaprotestowała Ania. — Mówił do Boga, nawet i sam nie zdawał się tem bardzo zajęty. Sądzę, że rozumiał, iż Bóg jest zbyt daleko, aby Go to mogło obchodzić... Ja sobie sama ułożyłam modlitwę. Nad jeziorem zwieszały się gałęzie całego szeregu białych brzóz. Promienie słońca padały na nie i zaglądały głęboko, głęboko do wody. Ach, Marylo, było to piękne, jak cudny sen! Więc powtarzałam dwa i trzy razy z rzędu: „Dzięki Ci za to, Boże!“
— Czy aby nie głośno? — spytała niespokojnie Maryla.
— O, nie, cichutko... Nareszcie pan Bell skończył i powiedzieli mi, żebym z kompletem panny Rogerson poszła do jej klasy. Było dziewięć dziewczynek, oprócz mnie. Wszystkie miały rękawy z bułami. Próbowałam wyobrazić sobie, że i ja miałam takie, ale jakoś nie udawało mi się to wcale. Dlaczego? Kiedy siedziałam w pokoiku na facjatce, z łatwością mogłam sobie to wyobrazić, lecz będąc pośród innych, które miały prawdziwe bufy...
— Nie powinnaś była w szkole rozmyślać o rękawach. Trzeba było słuchać wykładu. Sądzę, żeś go rozumiała?
— O tak, i odpowiadałam miljon razy. Panna Rogerson pytała bardzo wiele. Zdaje mi się, że nie powinna była zadawać tylu pytań. Ja sama pragnęłam pytać ją o dużo rzeczy, ale nie śmiałam, bo nie wydawała mi się wcale duszą pokrewną... Potem niektóre dziewczynki recytowały przypowieści. Zapytała mnie, czy umiem coś podobnego? — Odrzekłam, że nie, ale mogę powiedzieć: „Pies na grobie swego pana“. Znajduje się w trzeciej części „Wypisów“. Nie jest to ściśle religijny poemat, ale taki poważny i rzewny, że mógłby nim być. Odpowiedziała, że nie chce tego, i kazała mi się nauczyć na przyszłą nie-