Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

zemdlała, zobaczywszy cię tak wystrojoną. Nie zdążyła zbliżyć się do ciebie, aby ci kazać zrzucić to wszystko. Mówi, że ogólnie wyśmiewali cię... Rozumie się, że przypuszczano, iż to ja nie mam nic lepszego do roboty, jak stroić cię w ten sposób.
— Ach, jakże mnie to martwi — rzekła Ania ze łzami w oczach. — Nigdy nie przypuszczałam, że pani będzie się o to gniewała. Mlecze i różyczki były takie śliczne, że uważałam, iż na moim kapeluszu jeszcze piękniej się wydadzą. Przecież tyle dziewczynek miało sztuczne kwiaty u kapeluszy. Obawiam się, że będę wam często sprawiała przykrość i kłopot. Możebyście mnie lepiej odesłali do Domu Sierot? Wprawdzie byłoby to okropne i nie wiem, czy potrafiłabym to przeżyć. Prawdopodobnie wpadłabym w suchoty, bo przecież jestem tak strasznie chuda. Ale wolałabym to raczej, niż być waszem wiecznem utrapieniem.
— Co za niedorzeczność! — rzekła Maryla, niezadowolona, że doprowadziła dziewczynkę do łez. — Nie będę zmuszona odesłać cię do Domu Sierot, jestem tego pewna. Pragnęłabym tylko, abyś się zachowywała tak, jak inne dziewczynki i nie narażała się na śmieszność. Przestań płakać! Mam dobrą nowinę dla ciebie. Djana Barry powróciła dziś do domu. Pójdę do niej pożyczyć wzoru roboty ręcznej. Jeśli masz ochotę, możesz mi towarzyszyć, a zapoznasz się z Djaną.
Ania zerwała się z miejsca, ze splecionemi rękami, ze łzami, błyszczącemi jeszcze na policzkach. Ściereczka, którą trzymała, niepostrzeżenie wypadła z jej rąk.
— Ach, Marylo, ja się tak tego bardzo lękałam! A gdy ta chwila już nadeszła, obawiam się coraz bardziej. A jeśli ja jej się nie spodobam? Byłoby to najtragiczniejsze rozczarowanie w mojem życiu!
— Nie unośże się tak bardzo. I nie używaj takich wyszukanych wyrażeń. Brzmi to nienaturalnie w ustach dziewczynki. Jestem pewna, że Djana cię polubi. Obyś się