Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z pewnością że tak — odrzekła szczerze. — Cieszę się ogromnie, że będziesz mieszkała na Zielonem Wzgórzu. Przyjemnie mi będzie mieć towarzyszkę zabaw. Niema tu żadnej dziewczynki, z którą mogłabym się bawić, a siostry moje są jeszcze zbyt maleńkie.
— Czy przysięgniesz, że będziesz moją przyjaciółką nawieczne czasy? — spytała prędko Ania.
Djana spojrzała przerażona.
— Ależ to bardzo brzydko przysięgać — rzekła z wyrzutem.
— Cóż znowu! Nie jest brzydko przysięgać, tak jak ja myślę. Są dwa rodzaje przysięgi.
— Ja słyszałam tylko o jednym — rzekła Djana z powątpiewaniem.
— A właśnie jest i drugi. Wcale niebrzydki! Jest to poprostu uroczysta obietnica.
— No, tak, to co innego — przyznała Djana z ulgą — Jakże ty ją dajesz?
— Podajemy sobie ręce... ot tak — rzekła Ania poważnie. — Właściwie powinno się to odbyć nad bieżącą wodą. Ja pierwsza wypowiem tę przysięgę: „Uroczyście obiecuję i przyrzekam pozostać wierną najlepszej mej przyjaciółce, Djanie Barry, dopóki słońce i księżyc istnieć będą“... Powtórz to samo, tylko wstaw moje imię na miejsce twojego.
Djana powtórzyła „przysięgę“. Naturalnie, roześmiała się na początku zdania i na końcu, potem powiedziała:
— Jesteś niezmiernie oryginalną dziewczynką, Aniu. Mówili już o tem dawniej. Ale zdaje mi się, że będę cię bardzo kochała.
Kiedy Maryla z Anią wracały do domu, Djana odprowadziła je aż do mostu. Dziewczynki szły razem, oplótłszy się ramionami. Przy rozstaniu kilkakrotnie przyrzekły sobie spotkać się nazajutrz po południu dla wspólnej zabawy.
No cóż, znalazłaś w Djanie pokrewną duszę? — spytała Maryla, powracając na Zielone Wzgórze.