Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

widzę to teraz. Nie powinnam była wątpić o twojej prawdomówności, wobec tego, żeś dotąd nigdy nie skłamała. Rozumie się, żeś i ty niesłusznie postąpiła, zmyśliwszy historję, która nigdy nie istniała. Wprawdzie to ja doprowadziłam cię do tego. Wybacz mi, Aniu, ja ci także wybaczę, i będziemy nadal przyjaciółmi. A teraz przygotuj się do wycieczki.
Ania skoczyła jak piłka.
— Ach, Marylo, czy nie za późno?
— Bynajmniej. Druga dopiero! Być może, iż zaledwie zdążyli się zebrać, a godzina minie, zanim zasiądą do podwieczorku. Umyj się, uczesz i zmień sukienkę. Przygotuję ci twój koszyk z prowiantem. Znajdziesz w nim ciastka domowej roboty. Powiem Jerzemu, aby natychmiast zaprzągł klacz i zawiózł cię do lasku, gdzie się zbierają.
— Ach, Marylo! — zawołała Ania, biegnąc do umywalni. — Przed pięciu minutami byłam tak nieszczęśliwą, że pragnęłam, bym się nigdy nie była urodziła, teraz zaś nie chciałabym zamienić się z aniołem!
Tegoż wieczoru Ania, wyjątkowo znużona, lecz nieopisanie szczęśliwa, powróciła do domu.
— Ach, Marylo, bawiłyśmy się bajecznie!... „Bajecznie“ jest to nowe wyrażenie, którego się dziś nauczyłam. Alisia Bell użyła go kilkakrotnie. Czy ono nie wyraża niezmiernie wiele? Wszystko było wspaniałe! Podwieczorek był pyszny, a potem pan Andrews brał nas po sześć do łodzi na przejażdżkę po Jeziorze lśniących wód. Janka Andrews omal nie utonęła. Wychyliła się, aby zerwać wodną lilję i gdyby nie ojciec jej, który ją pochwycił za sukienkę w ostatniej prawie chwili, byłaby wpadła i utonęła. Szkoda, że ja nie byłam na jej miejscu! Jakąż romantyczną przygodę miałabym do opowiadania. Były też lody. Brak mi słów do opisania śmietankowych lodów. Ach, jakież wszystko było bajeczne!
Wieczorem, cerując pończochy, Maryla opowiedziała wszystko Mateuszowi.