na resztę dzisiejszego popołudnia — rzekł sarkastycznie. — Zdejmij kwiaty z głowy i usiądź obok Gilberta Blythe.
Chłopcy zachichotali. Djana zbladła, przejęta współczuciem, zdjęła wianek z głowy Ani i mocno uścisnęła jej dłoń. Ania, jak skamieniała, patrzyła na nauczyciela.
— Czy Ania słyszała, com powiedział? — spytał pan Philips surowo.
— Słyszałam — odrzekła Ania powoli — lecz nie sądziłam, aby to było powiedziane na serjo.
— Zapewniam cię, że tak — dodał nauczyciel tym sarkastycznym tonem, jaki nienawidziły wszystkie dzieci, specjalnie zaś Ania. — Uczyń natychmiast, com kazał.
Przez chwilę zdawało się, że Ania nie ma zamiaru usłuchać. Lecz zrozumiawszy, że nie było innego punktu wyjścia, wstała dumnie i, przeszedłszy pomiędzy ławkami, usiadła obok Gilberta, wsparła łokcie na pulpicie i ukryła twarz w dłonie. Ruby Gillis, która zdążyła spojrzeć na nią w ostatniej chwili, opowiadała w powrotnej drodze swym koleżankom, iż „nigdy w życiu nie była widziała podobnej twarzy — istna ściana kredowa w drobne czerwone cętki“.
Dla Ani było to okropne przejście. Dość ciężkiem było, że ona jedna z pomiędzy dwunastu winnych została ukarana, że kazali jej zająć miejsce pomiędzy niesfornymi chłopcami. Lecz fakt, że sąsiadem stał się Gilbert Blythe, czynił karę tę policzkiem i upokorzeniem nie do zniesienia. Ania czuła, że nie potrafi przenieść tego. Cała jej istota drżała ze wstydu, upokorzenia i bezsilnego gniewu.
Początkowo reszta dzieci spoglądała w jej stronę; chichotały, szeptały i mrugały ku sobie. Lecz kiedy Ania nie podnosiła głowy ani na chwilę, zaś Gilbert był tak zajęty rozwiązywaniem zadania na ułamki, że utonął w niem całą duszą, one także powróciły do swych zadań i przestały się zajmować Anią.
Kiedy pan Philips odbierał ćwiczenia z historji, Ania nie ruszyła się z miejsca; ale on nie zauważył tego, bo właśnie, gdy uczniowie pisali klasówkę, zajęty był układa-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.