niem wiersza „Do Priscilli“ i biedził się nad jakimś trudnym rymem. Korzystając z chwili, kiedy nikt nie patrzał w jego stronę, Gilbert wydobył ze swej szuflady czerwone serduszko z cukru ze złotym napisem: „Jesteś słodka“ i podsunął je pod łokieć Ani. Ale Ania wstała, delikatnie ujęła w dwa palce owo serduszko, cisnęła je na podłogę, skruszyła stopą i usiadła na swem miejscu, nie raczywszy ani jednem spojrzeniem uszczęśliwić Gilberta.
Po skończonych lekcjach Ania doszła do swego pulpitu, ostentacyjnie wydobyła zeń książki i zeszyty, atrament i pióra, i ułożyła wszystko na swej pękniętej tabliczce.
— Czemu to zabierasz? — spytała Djana, gdy znalazły się na gościńcu.
Przedtem nie odważyła się zadawać pytań.
— Nie wrócę już do szkoły — odpowiedziała Ania.
Djana osłupiała ze zdziwienia i spojrzała na przyjaciółkę, aby się przekonać, czy mówi poważnie.
— Czyż Maryla pozwoli ci pozostać w domu? — spytała.
— Musi pozwolić. Nigdy już nie powrócę do szkoły, do tego niegodziwca.
— Ach, Aniu!
Djana zdawała się być bliską płaczu.
— Czy być może? Cóż ja pocznę? Pan Philips niewątpliwie posadzi mnie obok tej wstrętnej Józi Pay. Wiem dobrze, że tak zrobi, gdyż ona siedzi sama jedna. Wróć, Aniu, do szkoły!
— Uczyniłabym dla ciebie wszystko w świecie, prawie wszystko, Djano — rzekła Ania smutnie. — Pozwoliłabym sobie uciąć ręce i nogi, gdybym wiedziała, że to potrzebne dla twego dobra. Tego jednak nie mogę uczynić, więc nie proś mnie. Rozdzierasz mi duszę.
— Pomyśl, ile przyjemności utracisz — skarżyła się Djana. — Mamy właśnie zbudować sobie śliczny domek w pobliżu stawu i zaczniemy od przyszłego tygodnia grywać w piłkę. Tyś nigdy nie grała w piłkę, Aniu. To taka
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.