powiedziała. — Tola Boutler wracała tędy do domu i opowiedziała mi całą awanturę.
— Nie wiem, co z nią zrobić — rzekła Maryla. — Oznajmiła mi, że nie pójdzie więcej do szkoły. Nie widziałam nigdy równie ambitnego dziecka. Co prawda, spodziewałam się jakichś nieporozumień, gdy tylko zaczęła uczęszczać na lekcje. Dziwiłam się, że wszystko odbywało się tak spokojnie. Wszakże Ania posiada niezwykłą wyobraźnię i wygórowaną ambicję. Cóż ty radzisz uczynić, Małgorzato?
— Jeśli mnie zapytujesz o radę, Marylo — odpowiedziała pani Linde uprzejmie (lubiła niezmiernie być pytaną o radę) — tym razem pozwoliłabym jej postąpić, jak zechce. Ja uważam, że pan Philips nie miał słuszności w tym wypadku. Naturalnie, nie można tego powiedzieć dzieciom. Wczoraj słusznie postąpił, karząc ją za uniesienie się gniewem, lecz dziś to zupełnie co innego. Wszakże należało ukarać tych wszystkich uczniów, którzy spóźnili się jednocześnie z Anią. Tak należało uczynić. A cóż to za sposób karania dziewcząt umieszczaniem ich na ławce obok chłopców? Czy to się godzi? Tola Boutler jest oburzona. Twierdzi, że Ania była niewinna i że cała klasa jest tegoż zdania. Zdaje się, że Ania cieszy się dużą sympatją w szkole. Nie sądziłam nigdy, aby to było możliwe.
— Więc uważasz, że powinnam Anię pozostawić w domu? — spytała Maryla zdziwiona.
— Bezwarunkowo. I nie kazałabym jej pójść do szkoły, zanim sama nie zechce. Przekonasz się, że mam słuszność, Marylo. Po tygodniu mała zapomni i sama chętnie powróci do klasy. A gdybyś ją zmuszała, kto wie, do jakich scen mogłoby dojść w końcu, i kto wreszcie musiałby ustąpić. Mnie się wydaje, że całe to zajście należy bardzo zlekceważyć. Niewiele straci, nie uczęszczając przez tydzień do szkoły. Pan Philips wcale nie jest dobrym nauczycielem. Sposób, w jaki prowadzi szkołę, jest godny potępienia. Młodszym uczniom pozostawia zupełną swobodę, zajmuje
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.