Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/141

Ta strona została uwierzytelniona.

w ślicznej sukience, to prawda, w rękawach z bufami, lecz z rozdartem sercem pomimo uśmiechniętej twarzy. A wkońcu kiedy trzeba będzie pożegnać Djanę na... na... zawsze...
Tu głos Ani załamał się, i dziewczynka gorzko zapłakała.
Maryla odwróciła się, aby ukryć uśmiech. Ale już było za późno. Padła na najbliższe krzesło i wybuchnęła tak niezwykłą i serdeczną gamą śmiechu, że Mateusz, który właśnie przechodził podwórzem, przystanął zdumiony. Nie pamiętał, czy też Maryla śmiała się kiedy tak serdecznie.
— Uspokój się, Aniu — rzekła Maryla, gdy tylko potrafiła przemówić. — Jak możesz płakać nad urojonemi zmartwieniami? Nie pozwalaj swej wyobraźni stwarzać tak smutnych obrazów, a ciesz się raczej przyjemnościami, jakie ci daje dzień dzisiejszy.