Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/151

Ta strona została uwierzytelniona.

laty, wino, z powodu którego słynęła na całą Avonleję, jakkolwiek niektórzy przeciwnicy, w ich rzędzie pani Barry, surowo ją za nie potępiali. I w tejże chwili Maryla przypomniała sobie, że właśnie butelkę z sokiem wstawiła do piwnicy, nie zaś do śpiżarni, jak mylnie w ów feralny dzień poinformowała Anię.
Powróciła do kuchni z ową butelką wina w ręce. Pomimowoli trudno jej było powstrzymać sił od śmiechu.
— Aniu, wistocie posiadasz jakiś niezwykły dar stwarzania awantur. Poczęstowałaś Djanę winem porzeczkowem nie sokiem. Czyś sama nie zauważyła tej różnicy?
— Nie próbowałam go wcale — odrzekła Ania. — Byłam przekonana, że to sok malinowy. Starałam się być bardzo... bardzo gościnną. Nagle Djana poczuła się słabą i musiała wrócić do domu. Pani Barry powiedziała pani Linde, że Djana była nadzwyczajniej pijana. Podobno śmiała się głupkowato, kiedy matka wypytywała ją, co jej się stało, położyła się spać i spała kilka godzin z rzędu. Matka po jej oddechu poznała, że była pijaną. Przez cały dzień wczorajszy Djana miała straszny ból głowy. Pani Barry jest oburzona. Z pewnością nigdy nie uwierzy, że ja jestem niewinną w tej sprawie.
— Sądzę, że uczyniłaby lepiej, karząc surowo Djanę za łakomstwo; któż to wypija odrazu trzy szklanki czegokolwiek? — zauważyła surowo Maryla. — Jeśliby nawet to był sok tylko trzy szklanki musiałyby jej również zaszkodzić. Wypadek ten posłuży za wodę na młyn tym wszystkim, którzy mają mi za złe, że nastawiam wino. Co prawda, nie przyrządzam już go od trzech lat, a tę butelkę przechowywałam tylko na wypadek choroby. No, no, uspokójże się, dziewczyno! Nie masz powodu się martwić, skoroś nie zawiniła, a tylko przypadek zrządził nieporozumienie.
— Nie mogę nie płakać — rzekła Ania. — Mam serce złamane! Widocznie złe losy sprzysięgły się przeciw mnie, Marylo. Rozłączono mnie z Djaną na zawsze! Nie