Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

Współzawodnictwo ich w ubieganiu się o miejsce prymusa w klasie stało się wkrótce bardzo widoczne. Gilbert spokojnie szedł naprzód, ale nie można powiedzieć tego samego o Ani. Była ona równie gwałtowna i uparta w miłości jak i w nienawiści. Nigdy nie zgodziłaby się przyznać, iż współzawodniczy w szkole z Gilbertem, bo znaczyłoby to uznać jego obecność, jego istnienie, czego Ania uparcie zdawała się nie widzieć. Jednakże niewątpliwie współzawodniczyli ze sobą, i odznaczenia za pilność dostawały się na przemiany. Jednego rana Gilbert, rozwiązawszy znakomicie zadanie arytmetyczne, otrzymał nagrodę w postaci nazwiska swego, wypisanego wielkiemi literami na szkolnej tablicy; nazajutrz na temże samem miejscu widniało nazwisko Ani, która cały poprzedni wieczór spędziła, biedząc się nad ułamkami dziesiętnemi.
Okropny dla Ani był dzień, w którym oboje okazali się jednakowo dobrze przygotowani, i imiona ich znalazły się obok siebie na tablicy. Równało się to prawie „ogłoszeniu", i przykrość Ani z tego powodu była tak samo widoczna, jak jawne było zadowolenie Gilberta.
Niepokój ich podwajał się, kiedy przy końcu miesiąca odbywały się egzaminy piśmienne. W pierwszym miesiącu Gilbert otrzymał trzy lepsze stopnie, w następnym Ania wyprzedziła go o pięć. Lecz radość jej przyćmioną została przez to, że Gilbert w obecności całej szkoły serdecznie jej powinszował. O ileż przyjemniej byłoby, gdyby go ta porażka zabolała!
Pan Philips mógł nie być wybitnym nauczycielem, lecz uczennica, która tak jak Ania gorliwie pracowała i dążyła do zdobywania nauki, nie mogła nie uczynić postępów, jakikolwiek byłby wykład. Przy końcu roku szkolnego Ania i Gilbert zostali promowani do piątej klasy i zaczęli zaznajamiać się zupełnie nowemi przedmiotami, jak łacina, geometrja, francuski i algebra. W geometrji Ania znalazła swoje Waterloo.
— Jest to coś okropnego, Marylo — skarżyła się