Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

manym w rękach talerzu i świecy, które wraz z jabłkami potoczyły się po schodach piwnicy. Odnalazła je tam nazajutrz Maryla i pozbierała zakapane roztopioną stearyną, zadowolona, że przy tej sposobności nie powstał pożar.
— Co się stało, Djano? — spytała Ania. — Czy matka twoja wreszcie dała się uprosić?
— Ach, Aniu, błagam cię, choć czemprędzej — prosiła Djana zaniepokojona — Nasza Mimi jest strasznie chora. Mania mówi, że to krup... Rodzice pojechali do miasta, i niema nikogo, ktoby sprowadził doktora. Mimi ma się bardzo niedobrze, a Mania nie ma pojęcia, co zrobić... Ach, Aniu, ja się tak strasznie boję!
Mateusz, nie mówiąc ani słowa, sięgnął po swój płaszcz i czapkę, prześlizgnął się obok Djany i znikł w ciemnościach, w podwórzu.
— Poszedł zaprząc klacz, aby pojechać po doktora do Carmody — objaśniła przyjaciółkę Ania, śpiesznie chwytając żakiet i czapkę futrzaną. — Jestem tego tak pewna, jak gdyby mi to powiedział. Mateusz i ja jesteśmy dusze pokrewne. Potrafię czytać w jego myślach, nawet kiedy milczy.
— Obawiam się, że nie zastanie doktora w Carmody — zaszlochała Djana. — Wiem, że doktór Blair pojechał do miasta, a i doktór Spencer był tam oczekiwany. Mania nie widziała nigdy chorego na krup, a pani Linde niema w domu. Ach, Aniu!
— Nie płacz, Djanuś — uspokajała Ania. — Ja wiem doskonale, jak leczą krup. Zapominasz, że pani Hammond miała trzykrotnie bliźnięta. Kiedy się było piastunką trzech par bliźniąt, można mieć doświadczenie. One wszystkie z kolei przechodziły krup. Poczekaj chwilę, zabiorę buteleczkę z ipekakuaną... wy pewnie nie macie tego środka w domu... A teraz chodźmy czemprędzej!
Obie dziewczynki, trzymając się za ręce, pobiegły szybko. Dążyły Aleją Zakochanych i poprzez zmarzniętą łąkę, bo śnieg leżał tak wysoko, iż droga leśna, acz krótsza, niemożliwą była do przebycia. Ania, choć szczerze zmartwiona