Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

Maryla miała także coś do zakomunikowania Ani, lecz nie chciała tego uczynić teraz, bo, znając usposobienie dziewczynki, była pewna, że radość i zdumienie z powodu tej nieoczekiwanej wiadomości każą jej wyrzec się tak poziomego zajęcia, jakiem jest spożywanie obiadu. Więc dopiero gdy Ania zjadła resztę soku kompotowego, Maryla rzekła:
— Pani Barry przyszła tu po południu; chciała się z tobą widzieć, lecz żal mi było cię zbudzić. Twierdziła, żeś uratowała życie Mimi i żałowała niezmiernie, że postąpiła tak bezwzględnie w owej sprawie z winem. Mówiła, że teraz pewna jest, żeś nie miała zamiaru upoić Djany, i że ma nadzieję, iż jej wybaczysz i będziesz znowu przyjaciółką jej córki. Jeśli masz ochotę, możesz pójść do niej jeszcze dziś wieczór, bo Djana nie wyjdzie z domu z powodu przeziębienia, jakiego się nabawiła ostatniej nocy. Ależ Aniu, zmiłuj się, wszakże gotowaś ulecieć w powietrze!
Przestroga ta była wistocie słuszna. Ania jak strzała, zerwała się z miejsca i upadła do nóg Maryli z twarzą rozjaśnioną szczęściem.
— Och, Marylo, czy mogłabym pójść już... nie zmywając przedtem naczyń? Zmyję wszystko, powróciwszy od Djany, lecz nie potrafię w żaden sposób zabrać się w chwili tak uroczystej do czegoś równie poziomego, jak sprzątanie.
— Dobrze, biegnij choćby natychmiast — zezwoliła Maryla uwzględniając wzruszenie dziewczynki, — Aniu... Aniu.. czyś ty oszalała? Wracaj w tej chwili i weź na siebie jakie okrycie!
Ale Maryla mogłaby równie skutecznie nawoływać wicher. Dziewczyna pobiegła bez czapki i bez chustki. Pędziła przez sad z rozwianemi włosami
— Cud będzie, jeśli się nie zaziębi śmiertelnie — myślała Maryla.
Ania powróciła do domu już o zmierzchu, gdy purpu-