— Marylo, czy mogę skoczyć do Djany na jedna chwileczkę? — spytała Ania pewnego wieczoru zimowego, pędząc bez tchu z facjatki do kuchni.
— Nie widzę powodu, dla którego masz wyjść z domu podczas ciemnej nocy — zauważyła Maryla. — Ze szkoły wracałaś razem z Djaną i dobre pół godziny stałyście w śniegu, mieląc jak najęte. Cóż to za ważna sprawa was znowu niepokoi?
— Ależ Djana musi się ze mną zobaczyć — błagała Ania — Chce mi coś ważnego powiedzieć.
— Skąd ty wiesz o tem?
— Bo właśnie dała mi sygnał ze swego okna. Wynalazłyśmy sposób porozumiewania się zapomocą świecy i arkusza papieru. Stawiamy zapaloną świecę na oknie i powiewamy nad nią tam i z powrotem arkuszem papieru Pewna ilość ruchów oznacza taką a taką wiadomość. Był to mój pomysł, Marylo.
— Domyśliłam się tego natychmiast — odrzekła Maryla. — I jestem pewna, że w najbliższym czasie zaprószycie ogień tem głupiem sygnalizowaniem.
— Ach, Marylo, jesteśmy bardzo uważne. A to taka
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/174
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIX.
Koncert, katastrofa i wyznanie.