Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjemna rozrywka! Dwa ruchy znaczą: „Czy jesteś w domu?“ Trzy znaczą „tak“, cztery zaś „nie“. Pięć wyraża: „Przyjdź czemprędzej, muszę ci coś ważnego powiedzieć“. Djana w tej chwili sygnalizowała pięć, i drżę z ciekawości dowiedzenia się, o co chodzi.
— A więc nie drżyj dłużej — rzekła Maryla ironicznie. — Możesz pójść, lecz masz wrócić za dziesięć minut.
Ania pamiętała o tym nakazie i powróciła w oznaczonym czasie, pomimo że zapewne żaden śmiertelnik nie uwierzyłby, wiele wysiłku ją kosztowało zamknięcie rozmowy w terminie dziesięciominutowym.
— Ach, Marylo, proszę sobie tylko wyobrazić! Jutro są urodziny Djany. Otóż pani Barry pozwoliła jej zabrać mnie ze sobą wprost ze szkoły, abym u nich pozostała na noc. Kuzynostwo jej przyjeżdżają z Newbridge[1] wielkiemi saniami, aby pójść jutro na koncert do Klubu dyskusyjnego. Zabiorą też Djanę i mnie, rozumie się, jeśli Maryla pozwoli. Ale Maryla pozwoli, prawda? Ach, jestem taka wzruszona!
— Uspokój się; nie pójdziesz do Barrych, Aniu. Zdrowiej ci będzie, jeśli się prześpisz w domu, we własnem łóżku. Co się zaś tyczy koncertu, jest to bardzo niemądry pomysł, bo dziewczynki w twoim wieku nie chodzą jeszcze na koncerty.
— Jestem pewna, że Klub dyskusyjny to bardzo przyzwoita instytucja — broniła się Ania.
— Nie przeczę temu. Lecz nie pozwolę, byś po koncercie późno wracała i chodziła spać gdzieindziej, jak w domu. Ładna zabawa dla dzieci! Dziwi mnie bardzo, że pani Barry pozwala na to Djanie!

— Ależ to taka wyjątkowa sposobność — prosiła Ania, bliska płaczu. — Urodziny Djany są tylko raz do roku. Przecież urodziny to niezwykła rzecz, Marylo. Prissy Andrews będzie deklamowała coś wyjątkowo pięknego. Kole-

  1. Niubrydż.