Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

żanki moje mówiły, że to bardzo moralny poemat, Marylo. Z pewnością wpłynąłby na mnie jak najlepiej. Chór zaś odśpiewa cztery wspaniałe, wzruszające pieśni, prawie równie wzniosłe, jak hymny. Nawet pastor przyjmie udział. Tak, naprawdę, on nas przywita! Będzie to rodzaj kazania. Droga, kochana Marylo, czy będę mogła pójść?
— Czyś nie słyszała mojej odpowiedzi, Aniu? Zdejmij obuwie i pójdź spać. Godzina ósma już wybiła.
— Jeszcze jedna uwaga, Marylo — rzekła Ania, próbując ostatniego środka przekonania swej opiekunki. — Pani Barry powiedziała Djanie, że pozwoliłaby nam spać w gościnnym pokoju. Czy Maryla wyobraża sobie zaszczyt, jakiego dostąpiłaby sierota Ania, śpiąc w łóżku, przeznaczonym dla gości?
— Potrafisz żyć i bez tego wielkiego zaszczytu. Idź już spać, Aniu, i nie mówmy więcej o tej sprawie.
Kiedy Ania, zalana łzami, smutnie wracała na facjatkę, Mateusz, który, choć zdawało się, iż drzemał, wysłuchał całej tej rozmowy, otworzył oczy i rzekł tonem stanowczym:
— Mnie się wydaje, Marylo, żeś powinna pozwolić Ani na tę przyjemność.
— A ja jestem przeciwnego zdania — odrzekła Maryla. — Kto się zajmuje wychowaniem tego dziecka, Mateuszu? Ty, czy ja?
— Zapewne, że ty — przyznał Mateusz.
— Więc nie wtrącaj się do moich spraw.
— Ja się też nie wtrącam, tylko mam własne zdanie o tej rzeczy. A zdaniem mojem powinnaś pozwolić Ani wziąć udział w tej rozrywce.
— Tybyś sądził, że powinnam jej pozwolić udać się na księżyc, gdyby miała ochotę na podobną wycieczkę. Ręczę zato — odpowiedziała Maryla wesoło. — Pozwoliłabym jej ostatecznie przenocować u Djany, ale nic ponadto. Nie uznaję koncertów dla dzieci. Napewno przeziębiłaby się i nabiłaby sobie głowę nowemi wrażeniami. Byłaby przez cały tydzień oszołomiona i zirytowana. Znam dobrze na-