ściwą sobie zręcznością ułożyła Djanie różyczki z warkoczy nad uszami. Potem przynajmniej ze sześć razy układały we włosy w tyle głowy, starając się nadać im pozór ufryzowanych. I wreszcie były gotowe, z płomiennemi policzkami, oczami błyszczącemi od radosnego oczekiwania.
Przyznać należy, iż Ania doznała pewnej przykrości, porównywając swą czarną, gładką sukienkę i niezręczny o wąskich rękawach w domu uszyty płaszczyk z eleganckim żakiecikiem i zręczną sukienką Djany. Lecz w czas przypomniała sobie, iż posiada bujną imaginację i potrafi z niej skorzystać.
Następnie nadjechali kuzynowie Djany z Newbridge i wszyscy razem, otuleni w futra i koce, usadowili się w obszernych, wygodnych saniach. Ania rozkoszowała się jazdą, gdy sanie lekko sunęły po ubitych, gładkich drogach, a śnieg skrzypiał pod kopytami końskiemi. Słońce zachodziło wspaniale, a śniegiem pokryte pagórki i ciemno-szafirowa woda zatoki św. Wawrzyńca lśniła połyskiem, jak wielki puhar z perłowej masy i szafirów, napełniony winem i ogniem. Głosy dzwonków i oddalone śmiechy, niby głosy elfów leśnych, rozbrzmiewały ze wszystkich stron.
— Ach, Djano — szepnęła Ania, ściskając pod futrem rękę Djany — czyż to wszystko nie wydaje ci się pięknym snem? Czy ja naprawdę wyglądam tak, jak zawsze? Czuję się zupełnie inaczej i wyobrażam sobie, że się to odbija na mojej twarzy.
— Wyglądasz wistocie uroczo — rzekła Djana, która, tylko co posłyszawszy podobną pochwałę od jednej ze swych kuzynek, uznała, że będzie ona odpowiednia w tym wypadku. — Masz prześliczne rumieńce!
Na program tego wieczoru składał się dla Ani szereg „wzruszeń“, z których, jak zapewniała Djanę, każde następne było silniejsze, niż poprzednie. Kiedy Prissy Andrews, w ponsowej jedwabnej bluzce, ze sznurkiem pereł na białej okrągłej szyi, ze świeżemi goździkami we włosach — wieść niosła, że nauczyciel posyłał po nie daleko za mia-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.