Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

uczniów i uczennice. Gilbert Blythe występuje często, a jest tylko o dwa lata od nas starszy. Ach, Aniu, jakże mogłaś udawać, że go nie słuchasz. Kiedy doszedł do zdania:

„Jest tu inne dziewczę, nie siostra“...

i patrzał wtedy wprost na ciebie.
— Djano — wyrzekła Ania z dumą — jesteś bezwątpienia moją serdeczną przyjaciółką, lecz nawet tobie nie wolno mówić ze mną o tej osobie. Czy jesteś gotowa, możemy się już położyć? Ścigajmy się! Kto będzie pierwszy w łóżku?
Myśl ta spodobała się Djanie. I w mgnieniu oka dwie małe postacie w białej nocnej bieliźnie pomknęły poprzez długi kurytarz, uchyliły przedtem cichutko drzwi gościnnego pokoju i wpadły prawie jednocześnie na szerokie wielkie łóżko. Ale nagle... coś... poruszyło się pod niemi, rozległo się ciężkie westchnienie, stłumiony okrzyk... i ktoś przy duszonym, zagniewanym głosem zawołał: „Na litość Boską!“
Ania i Djana nie wiedziały wcale, w jaki sposób wyskoczyły z łóżka i wypadły z pokoju. Wiedziały jedynie, że po nowym, w przerażeniu, odbytym galopie znalazły się drżące w pokoiku na górze.
— Ach, któż to był?... co to było? — szepnęła Ania, szczękając zębami z zimna i ze strachu.
— Była to ciotka Józefina — rzekła Djana, dusząc się od śmiechu. — Ach, Aniu, ciotka Józefina! Skądże ona się tam wzięła? Jestem pewna, że będzie wściekła. To naprawdę coś nadzwyczajnego... czyś ty kiedy słyszała o tak zabawnej przygodzie?
— Któż to jest ciotka Józefina?
— Ciotka ojca, mieszkająca w Charlottetown. Jest niezmiernie stara... zapewne ma przeszło siedemdziesiąt lat... i nie mogę sobie wcale wyobrazić, żeby kiedykolwiek była dzieckiem. Oczekiwaliśmy jej odwiedzin, ale jeszcze nie teraz. Jest bardzo surowa, ogromnie wymagająca, i jestem pewna, że urządzi straszną awanturę z powodu tego, co się