Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

odwiedzała od czasu do czasu dla pogawędki — rzekła panna Barry.
Tegoż wieczoru panna Barry ofiarowała Djanie srebrną bransoletkę i oświadczyła starszym członkom rodziny, że rozpakowała swój kufer.
— Postanowiłam zostać, aby się bliżej zapoznać z tą małą mieszkanką Zielonego Wzgórza — rzekła otwarcie. — Bawi mnie to dziecko, a w moim wieku rzadko kto mnie potrafi już zabawić.
Panna Barry spędziła u swej rodziny zapowiedziany miesiąc, a potem zabawiła jeszcze dłużej. Była przyjemniejszym gościem niż kiedykolwiek, gdyż Ania dbała o jej dobry humor. Zaprzyjaźniły się bardzo.
Wyjeżdżając i żegnając się z Anią, panna Barry zapowiedziała:
— Pamiętaj, Aniu, dziecino moja, gdy przyjedziesz do miasta, musisz mnie odwiedzić, a zaproszę cię do mego najwspanialszego gościnnego pokoju.
— A jednak pomimo wszystko panna Barry była pokrewną duszą — zwierzała się Ania Maryli. — Sądząc z pozoru, trudno było to przypuszczać, a jednak! To samo było i z Mateuszem! Pokrewne dusze nie są tak rzadkie, jak pierwotnie sądziłam. Jak to dobrze, że spotyka ich się tak wiele na świecie!

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ.