Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

pastora miała na sobie niebieską muślinową suknię ze ślicznemi bufiastemi rękawami, a na głowie kapelusz, przybrany wiankiem róż. Jania Andrews uważała, że bufiaste rękawy to zbyt świecki strój dla żony pastora, lecz ja nie sądziłabym ją tak surowo, bo wiem dobrze, co to znaczy tęsknić do takich rękawów. Prócz tego, wszakże żoną pastora jest ona od niedawna dopiero, więc należy to uwzględnić, czyż nie? Jadać obiady będą tymczasowo u pani Linde, bo mieszkanie ich jest jeszcze nie gotowe.
Jeśli Maryla, zaszedłszy tego wieczoru do pani Linde, za powód swych odwiedzin podała konieczność zwrócenia pożyczonego od niej zeszłej zimy wzoru pikowania kołdry, to dla sprawiedliwości przyznać należy, że i większość mieszkańców Avonlei użyła podobnież niewinnego pretekstu. Niejeden przedmiot, pożyczony ongi przez panią Linde, bez nadziei odzyskania go kiedykolwiek, powrócił tego wieczoru do rąk właścicielki. Nowy pastor, a co ważniejsza pastor z żoną, był to słuszny powód do ciekawości w spokojnej, o monotonnym trybie życia osadzie, gdzie wrażeń bywa tak mało.
Stary pan Bentley, o którym Ania twierdziła, że mu brak wyobraźni, był pastorem w Avonlei przez lat osiemnaście. Przybył tam wdowcem i wdowcem pozostał, pomimo że kumoszki bezustannie żeniły go to z tą, to z ową. Ostatniej zimy ustąpił ze swego stanowiska, żegnany szczerym żalem parafjan, których przywiązanie, pomimo swych niewielkich zdolności mówcy, potrafił pozyskać swym serdecznym długoletnim stosunkiem. Od chwili jego wyjazdu parafjanie Avonlei nacieszyli się niezmierną rozmaitością, słuchając wielu i bardzo różnych mówców, przybywających niedzielę po niedzieli, aby przemawiać z kazalnicy. Utrzymywali się oni lub padali, stosownie do opinji, jaką wypowiadali o nich ojcowie i matki gminy. Pozatem zdanie swe o nich wyrażała też pewna mała, czerwonowłosa dziewuszka, siedząca spokojnie w kącie starej ławki Cutbertów. Swobodnie roztrząsała te sprawy w rozmowie