młodzieńca o szczytnych ideałach i jasną, śliczną młodą gosposię. Ania także wkrótce serdecznie pokochała panią Allan, znalazłszy w niej nową pokrewną duszę.
— Pani Allan jest wistocie godna miłości — zauważyła pewnego niedzielnego popołudnia. — Prowadzi naszą klasę i jest znakomitą nauczycielką. Przyznaje otwarcie, że nie uważa za słuszne, aby tylko nauczyciel miał prawo do zadawania pytań. Maryla pamięta zapewne, że to jest moje własne zdanie. Pozwala dzieciom pytać, ile tylko chcą. To też ja stawiam jej bardzo dużo pytań. Ja bo potrafię zasypywać pytaniami, prawda, Marylo?
— O, co to, to bez wątpienia — skwapliwie potwierdziła Maryla.
— Nikt prócz mnie więcej nie pytał, z wyjątkiem Ruby Gillis, która pragnęła się dowiedzieć, czy będzie tego lata zwykła niedzielna wycieczka szkolna. Mnie takie zapytanie wydało się nieodpowiednie, bo wszakże nie miało najmniejszego związku z lekcją — czytałyśmy legendę o Danielu w lwiej paszczy — lecz pani Allan uśmiechnęła się tylko i rzekła, że przypuszcza, iż wycieczka się odbędzie. Pani Allan ma śliczny uśmiech; posiada takie czarujące dołeczki w policzkach. Jabym także bardzo pragnęła mieć dołeczki, Marylo. Nie jestem już ani w części tak chuda, jaką byłam, przybywszy tutaj, ale dołeczków nie mam jeszcze. Być może, iż gdybym je posiadała, potrafiłabym mieć dobry wpływ na ludzi. Pani Allan twierdzi, że powinniśmy zawsze starać się dobrze wpływać na innych. Ona tak ładnie mówi o wszystkiem. Czuję, że cieszy się tem, że jest dobra. Gdybym ja mogła być dobrą, tańczyłabym i śpiewała z radości dzień cały. Pani Allan jest zbyt poważna, by tańczyć i śpiewać, a zresztą nie byłoby to może odpowiednie dla żony pastora, czy nie?
— Sądzę, że wkrótce należałoby zaprosić państwa Allan na herbatę — rzekła Maryla w zamyśleniu. — Byli już prawie wszędzie, prócz u nas. Zastanówmy się nad tem. Sądzę, że przyszła środa byłaby odpowiednia. Nie wspomi-
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/200
Ta strona została uwierzytelniona.