nie żyłam napróżno... Kiedy przyszłam na probostwo, pani Allan przywitała mnie już u drzwi. Miała na sobie suknię z jasno różowego muślinu, z krótkiemi rękawami, przybraną całemi tuzinami falbanek. Wyglądała zupełnie jak anioł! Wie Maryla, iż zdaje mi się, że chciałabym zostać żoną pastora, gdy dorosnę. Pastor nie zwracałby uwagi na moje rude włosy, bo wszakże nie obchodzą go takie światowe sprawy. Lecz wobec tego, że jako pastorowa musiałabym być niezwykle dobrą i łagodną, a być nią nie potrafię, niema o czem myśleć. Jedni ludzie bywają dobrzy z natury, prawda? Inni zaś nie. Ja należę do tych innych. Pani Linde mówi, że mam wiele błędów wrodzonych.
Jakkolwiek bardzo staram się być dobrą, nie potrafię nigdy zostać taką, jaką bywają osoby już z natury dobre. Jest to poczęści to samo, co z geometrją, sądzę. Ale czyż starania nie powinny także być cenione? Pani Allan należy do ludzi dobrych z natury. Kocham ją szalenie. Jest to naprawdę niezmiernie dziwne, że niektóre osoby, jak np. panią Allan i Mateusza, można pokochać odrazu, od pierwszego wejrzenia; inne zaś, jak panią Linde, trzeba się dopiero przyzwyczajać kochać.
To pewne, że powinno się je kochać, bo zasługują na to, jako rozumne i czynne działaczki, ale należy bezustannie mieć się na baczności, by o tem nie zapomnieć. Jeszcze jedna dziewczynka ze szkoły niedzielnej w Białych Piaskach była na tym podwieczorku na probostwie. Nazywa się Lauretta Bradley, bardzo ładna dziewczynka. Zapewne, że nie pokrewna dusza, ale jednak bardzo milutka. Podwieczorek był niezmiernie elegancki, i zdaje mi się, że nie uchybiłam przepisom etykiety. Po herbacie pani Allan grała i śpiewała, i nam również kazała śpiewać. Zauważyła, iż mam ładny głos i powiedziała, że, przekonawszy się o tem, przyłączy mnie do chóru szkoły niedzielnej. Na samą tę myśl drżę ze wzruszenia! Tak bardzo pragnęłam śpiewać w chórze wraz z Djaną, ale zawsze lękałam się, iż tego zaszczytu nie dostąpię.
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/211
Ta strona została uwierzytelniona.