Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/231

Ta strona została uwierzytelniona.

Biedny Mateusz przebył już połowę powrotnej drogi do domu, zanim odzyskał panowanie nad sobą. Było to okropne przejście, lecz uważał, iż zasłużył na nie za niegodny czyn, jakiego się dopuścił, poszedłszy do obcego sklepu po zakupy. Za powrotem do domu umieścił grabie w wozowni, zaś cukier zaniósł Maryli.
— Ciemny cukier! — wykrzyknęła Maryla. — Pocóżeś tyle kupił? — Wiesz dobrze, że używam go tylko dla pastucha i do serów owocowych. Jerzy już dawno odszedł, a sery także leżą od kilku tygodni gotowe. To nie jest dobry gatunek cukru, ordynarny, a taki ciemny! William Blair zwykł mieć lepsze gatunki.
— Tak... sądziłem, że się przyda — rzekł Mateusz, pragnąc zatrzeć nieudaną wycieczkę.
Rozmyślając dłużej nad tą sprawą, Mateusz przyszedł do wniosku, że jedynie kobieta potrafi ją załatwić. O powierzeniu jej Maryli mowy być nie mogło. Mateusz był pewien, że ona projekt jego natychmiast odrzuci. Pozostawała pani Linde. Mateusz bowiem nie ośmieliłby się nigdy zapytać o radę jakąkolwiek inną kobietę w Avonlei. Udał się tedy do pani Małgorzaty, a ta poczciwina odrazu zdjęła ciężar z plec skłopotanego biedaka.
— Wybrać sukienkę dla Ani na Gwiazdkę? Zapewne, że chętnie to uczynię. W każdym razie jadę jutro do Carmody, więc zajmę się tem kupnem. Czy ma pan jakieś specjalne życzenie w kwestji materjału? Nie? A więc dobrze, wybiorę wedle własnego gustu. Sądzę, że w pięknym bronzowym kolorze będzie Ani do twarzy. Wiem, że William Blair otrzymał wybór bardzo ładnych rzeczy w bronzowym odcieniu. A nie życzyłby pan sobie, abym ja uszyła tę sukienkę? Jeśli Maryla się tem zajmie, Ania dowie się o podarku zbyt wcześnie, i niespodzianka będzie chybiona. Owszem, ja ją chętnie uszyję. Ależ nie sprawi mi to bynajmniej kłopotu. Lubię szyć. A zrobię ją wedle miary mojej siostrzenicy, Jenny Gillis, gdyż Ania i ona są prawie tego samego wzrostu.