Młodzieży avonlejskiej trudno było powrócić do jednostajności życia codziennego. Szczególniej Ani, po kilkotygodniowej atmosferze podniecenia, wszystko wydawało się monotonne, proste i nudne. Czy potrafi kiedykolwiek wrócić do spokojnego trybu życia, jakie wiodła przed owym koncertem? W pierwszej chwili, zwierzając się Djanie, uważała to za niemożliwe.
— Jestem pewna Djano, że życie nigdy już nie będzie mogło być takie, jakie było dawniej — mówiła smutnie, jakby miała na myśli czasy z przed lat pięćdziesięciu. — Być może, że kiedyś znowu przywyknę, lecz lękam się, iż koncerty odbierają ludziom ochotę do codziennego życia. Przypuszczam, iż to dlatego Maryla ich nie pochwala. Maryla jest niezmiernie rozumna. Jest to o wiele lepiej być rozumnym, jednakże ja nie pragnęłabym należeć do tej kategorji osób, są one tak nieromantyczne! Pani Linde mówi, że niema obawy, abym do nich kiedykolwiek należała, ale tego nie można przecież wcale przewidzieć. Teraz właśnie czuję, że mogę jeszcze wyrosnąć na rozumnego człowieka... chociaż być może, iż to tylko skutek zmęczenia. Ostatniej nocy wcale spać nie mogłam. Leżałam zupełnie rozbudzona
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/239
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ VII.
Klub powieściowy.