Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/251

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie nie obchodzi, kto jest prymusem w klasie, ani kto pisze najlepsze wypracowania, lub też kto śpiewać będzie w chórze szkoły niedzielnej. Podobne drobiazgi nie mają obecnie dla mnie najmniejszego znaczenia, bo nie sądzę, bym kiedykolwiek mogła się ludziom pokazać. Karjera moja skończona. Proszę nie patrzeć na mnie, niech Maryla odejdzie!
— Czy to słyszane rzeczy! — wykrzyknęła Maryla coraz bardziej zdziwiona. — Cóż to się dzieje, Aniu? Cóżeś ty uczyniła? Wstań natychmiast i odpowiedz. Natychmiast! powtarzam. A teraz mów, co się stało?
Ania zsunęła się z łóżka zrozpaczona, lecz posłuszna.
— Proszę spojrzyć na moje włosy, Marylo — szepnęła.
Maryla uniosła świecę i badawczo rzuciła okiem na włosy Ani, ciężką masą opadające na jej ramiona. W istocie miały one dziwny wygląd.
— Cóżeś ty zrobiła ze swemi włosami, Aniu? — spytała. — Toć one są zielone!
Zielonemi dałyby się nazwać, gdyby to był jakiś możliwy kolor... ten dziwaczny, brzydki, bronzowo zielony odcień, tu i ówdzie przetykany pasmami przyrodzonej rudej barwy, podnoszącej jeszcze bardziej wstrętne wrażenie. Nigdy w życiu Maryla nie widziała czegoś tak szkaradnego, jak włosy Ani w owej chwili.
— Tak, są zielone — jęknęła Ania. — Myślałam, że niema nic równie brzydkiego, jak rude włosy. Lecz teraz widzę, że dziesięć razy gorzej jest mieć zielone. Ach, Maryla nie może sobie wyobrazić, jak bezgranicznie jestem nieszczęśliwą!
— Nie pojmuję, co to się stało, lecz mam nadzieję, że się dowiem — rzekła Maryla. — Pójdź ze mną do kuchni — tutaj jest mi zbyt chłodno — i opowiedz coś ty znów urządziła. Już od pewnego czasu oczekiwałam jakiegoś niezwykłego wydarzenia. Dwa miesiące minęły od ostatniej awantury, więc byłam pewna, że ten spokój nie może dłużej trwać. No. i cóż takiego zrobiłaś ze swemi włosami?